(Żyła około roku Pańskiego 1430)
Przed pięciuset laty żył w Holandii, w miasteczku Schiedam, pewien szlachcic, tak podupadły, że dla utrzymania swojej rodziny musiał przyjąć miejsce stróża nocnego. Miał on czterech synów, w samą zaś Niedzielę Palmową roku 1380, gdy w kościele czytano Pasję, Pan Bóg dał im córeczkę, która na chrzcie świętym otrzymała imię Lidwina, co w języku holenderskim oznacza “płacząca z boleści”. Gdy była jeszcze młodziutką panienką, starało się dla jej wielkiej urody kilku młodzieńców z wyższego stanu o jej rękę, ale ona prosiła Boga, żeby jej serce od wszelakiej miłości ziemskiej zachował.
Rodzice chcieli ją zmusić do zamążpójścia, ale Lidwina odpowiedziała im stanowczo, że ziemskiego oblubieńca nigdy mieć nie będzie i że jeśli nie przestaną nakłaniać ją do tego, wtedy uprosi sobie u Pana Boga taką szpetną powierzchowność, że dla wszystkich stanie się obrzydzeniem. Odtąd zostawili ją rodzice w spokoju.
Lidwina od najrychlejszej młodości okazywała bojaźń Bożą, a w siódmym roku życia przejęła się gorącym nabożeństwem do Najświętszej Maryi Panny. Nosząc braciom strawę, zwykła była po drodze wstępować do kościoła, aby odwiedzić piękny obraz Matki Bożej, wskutek czego jej nabożeństwo do Bogarodzicy coraz więcej wzrastało.
Pewnego razu wybrała się Lidwina na ślizgawkę. Potrącona podczas zabawy przez jedną z towarzyszek, upadła na bryłę lodu i złamała sobie żebro. Wszelkie wysiłki lekarzy, aby ją wyleczyć, okazały się daremnymi. Lidwina zapadła w ciężką niemoc, z której już nie powstała. Paliło ją nieznośne pragnienie, a gdy napiła się wody, zaraz ją zwracała. Choroba tak ją w końcu zmogła, że musiała się czołgać na kolanach i rękach jak robak, ponieważ nogi wypowiadały jej posłuszeństwo. Potem nie zdołała już wstawać o własnej mocy i trzydzieści trzy lata przeleżała w łóżku, nieomal nic nie jedząc. Wciąż musiała leżeć na wznak i mogła ruszać tylko głową i lewą ręką; prawa ręka tak jej wyschła, że zostało na niej tylko pasmo ciała. Odleżała się też zupełnie, wskutek czego pootwierały się rany, w których lęgło się robactwo, na które nie było żadnej rady. Później przyłączyła się wodna puchlina, febra, gorączka, ból głowy i zębów, i trapiły ją aż do śmierci. Oślepła całkiem na prawe oko, a lewe pod wpływem światła zaraz krwawiło, więc we dnie i w nocy musiała leżeć w ciemnej komorze.
Pewnego razu pokłóciło się dwóch mężczyzn i jeden drugiego chciał przebić mieczem. Zagrożony, nie wiedząc co począć, schronił się do komórki, w której leżała Lidwina. Za nim przybiegł napastnik. Matka Lidwiny powiedziała, że nikogo obcego nie ma w domu, natomiast chora oświadczyła, że jest, bojąc się kłamstwem obrazić Boga. Napastnik mimo to nie dojrzał ściganego, a Lidwina uniknęła grzechu kłamstwa. Za zdradzenie tajemnicy uderzyła ją matka w twarz. Lidwina przyjęła to z pokorą, wyjaśniła jednak matce, że tylko prawdą zdołała ocalić nieszczęśliwego.
Ale nie dosyć na tych cierpieniach. Kilku dworzan książęcych chciało na własne oczy zobaczyć chorą Lidwinę, o której rozmaite wieści chodziły. Przyszli z wielkim hukiem i wrzawą, odsunęli zuchwale zasłonę, zapalili światło, lżyli ją najgorszymi słowami, a w końcu zdarli z niej nakrycie i pokłuli ją nożami.
Przez cały czas choroby udzielała Lidwina rad nie tylko świeckim ale i duchownym. Pewien zacny mąż wpadł w pokusę szatańską i chciał się powiesić. Odradzał mu to spowiednik, lecz wszystko napróżno, aż wreszcie nieszczęśliwy człowiek uciekł się do Lidwiny. Nauczyła go ona pokory i skruszyła mu serce, ale to niewiele pomogło, gdyż grzesznik koniecznie obstawał przy swoim postanowieniu. Wobec tego, że spowiednik nie chciał wziąć jego grzechu na siebie, uczyniła to Lidwina. Gdy się potem ów zbrodniarz wieszał, zerwali mu czarci powróz i wrzucili go pod ławę.
Święta Lidwina
Była także Lidwina napełniona Duchem świętym, dowiedziała się bowiem pewnego razu, pomimo że nigdzie nie mogła wyjść, że niejaki Roger, wielki pijanica i zawadiaką w jej obronie odebrał policzek. Zdziwiony, skąd o tym Lidwina mogła się dowiedzieć, uznał w niej Duchem świętym napełnioną istotę, zaprzestał pijaństwa i odtąd wiódł bogobojny żywot.
Wreszcie zmiłował się Bóg nad tą Męczennicą i zabrał ją ze świata. Zrazu jak każdy chory pragnęła gorąco wrócić do zdrowia i niekiedy bardzo się niecierpliwiła, widząc towarzyszki swoje, które ją odwiedzały w zdrowiu i czerstwości. Płakała też i nie chciała się dać pocieszyć, spowiednik jednak pouczył ją, jak ma się zatapiać w rozważaniu gorzkiej Męki Chrystusa Pana, bo tylko w niej może znaleźć pokrzepienie. Z początku nie miała do tego żadnej ochoty i wnet zaprzestała. Za namową spowiednika, żeby się przemogła, poczęła się ćwiczyć w tym nabożeństwie i z czasem tak w nim zasmakowała, że mówiła: “Gdybym przez odmówienie jednego Zdrowaś Maryja mogła odzyskać zdrowie, nie uczyniłabym tego”. Oddawała się temu nabożeństwu we dnie i w nocy i takiej przy tym doznawała pociechy, że częstokroć nie czuła już boleści i zdawało się jej, że to sam Chrystus Pan za nią cierpi. Czuła również tak wielką miłość do Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie, że z żalu za dawniejsze swoje oschłości i z miłości całymi dniami płakała, jak dawniej płakała z bólu i niecierpliwości. Tak więc jakoby dwoma ramionami trzymała Pana swego i Zbawiciela, to jest rozpamiętywaniem Męki Pańskiej i Komunią świętą, i z ową oblubienicą Pańską w Piśmie świętym mogła mówić: “Miły mój jest snopem myrry na sercu moim”. Jak bowiem myrra zachowuje od gnicia, tak owe rozważania zachowywały jej duszę od niecierpliwości i narzekania.
Dusza Lidwiny stawała się coraz czystsza i z czasem zaczęła doznawać niebieskich widzeń. W ostatnim roku życia widywała raz po raz krzak róży, zrazu maleńki, ale rozrastający się zwolna w drzewo okazałe. Anioł Stróż powiedział jej, że nieprędzej umrze, aż wszystko pąkowie rozkwitnie. Spowiednik, któremu wszystko opowiadała, pytał ją, czy się już wszystkie róże otworzyły. Trzy miesiące przed śmiercią powiedziała mu, że krzak już zupełnie wyrósł i wszystek kwitnie, że więc spodziewa się niedalekiej śmierci. W nocy Zmartwychwstania Pańskiego miała znowu widzenie. Gdy przyszła do siebie, komórka jej napełniona była nadzwyczaj miłą wonią. Mówiła też Lidwina, że w Niebie słyszała śpiewanie Alleluja i że sama już wnet będzie śpiewać z Błogosławionymi, co się w trzy dni potem stało. Zasnęła w Panu w roku 1433.
Nauka moralna
Czytając opis życia świętej Lidwiny mamy przykład, jak chrześcijanin powinien znosić zesłane na siebie krzyże. Wprawdzie nikt nie jest obowiązany prosić o boleści i choroby i cudze grzechy brać na. siebie, ale jeśli Bóg z wysokiego Nieba ześle na chrześcijanina doświadczenia, ten je powinien znieść z uległością i cierpliwością. Niechajby natura twoja wzdrygała się na ciężkość boleści i długość choroby, zawsze pamiętaj, że co z ręki Boga pochodzi, jest dobre. Bóg najlepiej wie, co ma czynić i na kogo krzyż swój włożyć. Jakiego zaś ten krzyż jest rodzaju, to winniśmy pozostawić woli Boskiej. Może on jest doświadczeniem, może pokutą, a może nawet karą. Szukajmy wtenczas pociechy w rozważaniu Męki Pańskiej i często przystępujmy do Sakramentu Ołtarza. To jest jedyna droga, którą należy postępować. Wszakże sam Zbawiciel dał nam przykład, na jakiej drodze szukać należy Nieba. Lecz nie tylko świętą Lidwinę Pan Bóg doświadczał. Było jeszcze wielu innych cierpieniami dotkniętych ludzi: Job sprawiedliwy, Tobiasz, który, jak piszą w Starym Testamencie, rażony został ślepotą. Wszyscy oni nawiedzenie swoje znosili z pokorą i uległością, bo wiedzieli, że co z woli Boga, to zawsze dobre. Job też wyleczył się z trądu, Tobiasz odzyskał wzrok. Chociaż takie doświadczenie trwa długo, chociaż jest bolesne, zawsze pamiętać należy, że “kogo Bóg miłuje, na tego krzyżyki zsyła”.
Piszą w żywocie Lidwiny, że pewien bardzo wielki grzesznik przyszedł do niej i prosił o radę. Lidwina obiecała mu dopomóc, żądając tylko tego, aby w skrusze i pokorze czynił wszystko, co do zbawienia duszy będzie konieczne. Najpierw kazała mu w tym celu przez całą noc leżeć na wznak na gołych deskach, on jednak przysposobił sobie miękkie posłanie. Gdy tak leżał, taki go ogarnął strach, że myślał, że jest już w piekle. Nazajutrz pobiegł do Lidwiny podziękować jej za pokutę, a potem zupełnie nowe rozpoczął życie.
Modlitwa
Daj nam, o Panie Jezu Chryste, abyśmy za przykładem świętej Lidwiny we wszystkich naszych cierpieniach rozważali Twoją świętą Mękę i nigdy nie zapominali, że droga krzyżowa prowadzi do wspaniałości wiecznej. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który żyjesz i króla-jesz na wieki wieków. Amen.
Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dni roku – Katowice/Mikołów 1910r.