(Żył około roku Pańskiego 710)
Urodził się św. Lambert w Trajekcie nad rzeką Mozelą. Obrawszy stan duchowny, doczekał się w niedługim czasie dzięki bogobojnemu życiu wysokich godności. Miał już i w dziecięctwie dobry przykład, albowiem wychował się u świętego Teodora, biskupa i Męczennika. Po tym czcigodnym opiekunie objął później biskupstwo trajektańskie. Sprawował rządy swej diecezji bardzo sprawiedliwie, szczepił dobre, a wykorzeniał złe obyczaje, toteż ludziom niegodziwym był solą w oku. Gdy zabito króla francuskiego Hilderyka, nieprzyjaciele biskupa, uzyskawszy chwilowo władzę, wygnali go z Trajektu. Zmuszony do ustąpienia udał się do klasztoru stabuleńskiego i przemieszkał w nim siedem lat w wielkiej świątobliwości, poddając się pilniej od innych regule zakonnej.
Gdy na tron królewski wstąpił Pipin, mąż wielce pobożny, wielki miłośnik i obrońca kościelnej służby Bożej, szczęśliwy wojownik, usłyszawszy o wysokich cnotach Lamberta, wyprawił do niego posłów z prośbą, aby wrócił na biskupstwo. Długo się Lambert ociągał z opuszczeniem klasztoru, aż wreszcie uległ prośbom i wrócił do diecezji, widząc w tym wolę Bożą. W dawnej jego stolicy biskupiej przyjęto go z wielką czcią, on zaś ku zbawieniu owieczek swoich, dając sam przykład cnót i nauki, nakłaniał innych do cnoty i tym sposobem pomnażał liczbę wiernych wyznawców. Pojechał też do Teksendii, gdzie jeszcze pogaństwo kwitnęło, i wszystkich tam dla wiary świętej pozyskał. Nie obyło się jednak i bez wielkich trudności, a zwłaszcza ze strony króla Pipina.
Monarcha ów, jakeśmy już wyżej zaznaczyli, był wzorem wszystkich cnót chrześcijańskich, ale miał jedną wielką słabość, której nie umiał przezwyciężyć. Oto obok własnej żony upodobał sobie nierządnicę nazwiskiem Alpaida, której w żaden sposób nie chciał od siebie oddalić. Prosiło go o to wielu biskupów, ponieważ jednakże wiedzieli, iż król świadczy Kościołowi wielkie łaski i dobrodziejstwa, a przy tym jest zacnego charakteru, nie chcieli mu czynić przykrości ostrym wystąpieniem i patrzyli przez palce na ten grzeszny stosunek.
Nie tak postąpił Lambert, biskup i kapłan żarliwy w służbie Boskiej. Ten niczym nie dał się skłonić do milczenia; widząc zło, jakie się działo, nasamprzód tajemnie króla przestrzegał i prosił, król jednak, chociaż nieraz obiecywał poprawę, nigdy obietnicy nie dotrzymał. Alpaida mimo to obawiała się wpływu biskupa Lamberta na króla, wysłała więc do niego brata swego, Dodona, męża pełnego sławy i znaczenia, i za jego pośrednictwem prosiła biskupa, aby króla nie odstręczał. Biskup Lambert śmiało odpowiedział, że jako sługa Boży do grzechu dopomagać nie myśli, a wtenczas Dodon chwycił się podstępu, nasadził bowiem dwu młodzieńców, Gallusa i Riolda, aby wyrządzali krzywdy poddanym i sługom biskupa. Biskup upominał ich raz po raz, wszystko jednak na próżno. Święty mąż polecał Bogu tę krzywdę i jak mógł łagodził co jego przeciwnicy nabroili, aż wreszcie stronnicy biskupa, ludzie możni i rycerscy, widząc tak wielkie bezprawia, zniecierpliwili się i zabili obu krzywdzicieli.
Dodon z namowy Alpaidy całą sprawę zwalił na biskupa i postanowił się zemścić. Niedługo potem król Pipin wezwał do siebie Lamberta, pod pozorem, że chce z nim mówić o sprawach publicznych, w istocie zaś aby go przebłagać. Kiedy podczas uczty zaczęto roznosić napoje, król kazał pierwszy puchar podać biskupowi, na wzór cesarza Maksyma, który w taki sam sposób uczcił świętego Marcina. Biskup miał pić pierwszy a król dopiero z jego ręki. Widząc to wojewodowie i dworzanie królewscy także z ręki Lamberta pić chcieli, prosząc o błogosławieństwo, a on chętnie każdemu podawał puchar. Wtem i Alpaida, która wcisnęła się na ucztę, podniosła rękę, chcąc pić z jego błogosławieństwem, ale biskup cofnął puchar i zwróciwszy się do króla zaczął się skarżyć na jej chytrość, mówiąc: “Nigdy z tobą uczestnictwa mieć nie będę, ani jej nie pobłogosławię”. Po tych słowach wstał od stołu i tak wesoła biesiada zakończyła się smutkiem.
Kiedy biskup tego samego dnia chciał wyjechać od króla, posłał król za namową Alpaidy do niego, prosząc aby pożegnał jego przybraną żonę.
Święty Lambert
Lambert odpowiedział z wielką stanowczością: “Królu, oświadczam przed Jezusem, żywotem i nadzieją moją, iż nigdy z cudzołożnicą uczestnictwa mieć nie będę, gdyż apostoł zakazał łączyć się z takimi. Ciebie zaś, królu, pogrążonego w tym grzechu bardzo żałuję, że chcesz zwrócić na siebie gniew Boży”.
Po tych słowach Alpaida zrozumiała, że biskup w żaden sposób nie da się ułagodzić, przyzwała zatem brata swego Dodona i zaczęła go namawiać, aby zabił Lamberta.
Dodon uległ prośbom tej drugiej Herodiady. Gdy biskup zamieszkał w Leodium i odprawiwszy nabożeństwo zamknął się ze sługami w swym mieszkaniu, przybiegł Dodon z ludźmi i zaczął się dobijać do jego domu. Czeladź biskupa broniła wstępu jak mogła; także biskup powstawszy z łoża chwycił za miecz, ale namyśliwszy się, na bok go rzucił, a potem upadł krzyżem na modlitwę. Rozbójnicy dokonali swego smutnego zamiaru, zabijając biskupa, jego dwu synowców i wszystkich ludzi przy nim będących. Ciało świętego Męczennika przewieziono do Trajektu, gdzie je z wielką czcią przyjęto. Gdy kondukt z ciałem przebył rzekę, tłoczyli się ludzie, aby je ucałować.
Pan Bóg, chcąc dać poznać jak się brzydzi grzechem nierządnicy Alpaidy, za której poduszczeniem święty Męczennik utracił życie, sprawił ten cud, że żadna niewiasta nierządem splamiona, chcąca narówni z innymi ucałować ciało Świętego, do zwłok tych przystąpić nie mogła. Rozgłosił się i drugi cud: święty Lambert ukazał się po śmierci podskarbiemu królewskiemu, Amalgusylowi, mówiąc: “Idziemy z Rzymu. Nawiedziłem Dodona i towarzyszów jego; rozlana krew niewinna woła o pomstę”. Wkrótce przepowiednia się ziściła. Dodon zachorował i umarł straszliwą śmiercią. Zgniłe kiszki wychodziły mu przez usta, a zwłoki tak czuć było, iż wrzucono go bez pogrzebu do rzeki; ten zaś, który swoją ręką zabił biskupa, zginął z ręki swego rodzonego brata, z którym się powaśnił. Rok nie upłynął, a wszyscy, którzy z Dodonem owo morderstwo popełnili, poginęli lub wpadli w choroby gorsze od śmierci.
Mieszkańcy Leodium, mając wielkie nabożeństwo do tego Świętego i życząc sobie mieć go tam, gdzie krew jego była rozlana, wyprosili sobie jego relikwie. Wraz z nimi przeniesiono również do Leodium stolicę biskupią.
Nauka moralna
Główną podstawą charakteru świętego Lamberta, Męczennika, była stałość w przekonaniu o nadanym mu posłannictwie umoralniania ludzi i sprowadzania ich z drogi występków na drogę cnoty. Od tego postanowienia nic go odwieść nie zdołało, żadne nagrody, żadne łaski, jakimi możni tego świata obsypać go chcieli. Postanowił iść otwarcie drogą cnoty, a tam, gdzie nie mógł przełamać bezprawia, wolał ponieść śmierć męczeńską, aniżeli uchylić się od obowiązku, jaki mu sumienie nakazywało.
Piękny to przykład do naśladowania. Niechaj go naśladują ci, którzy piękne i cnotliwe mają postanowienia, ale u których potem słabość wrodzona ludziom przeważa.
Modlitwa
Racz Panie ustalić w nas postanowienia cnotliwe, abyśmy za Twą pomocą stale znosili i pokonywali wszelkie trudności, iżbyśmy potem osiągnąć mogli szczęśliwość wieczną, jaką obiecałeś wiernym i stałym Twoim wyznawcom. Przez Pana naszego, Jezusa Chrystusa, który z Bogiem Ojcem i Duchem św. żyje i króluje na wieki wieków. Amen.
Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dni roku – Katowice/Mikołów 1910r.