(Żył około roku Pańskiego 1380)
Jeżeli Bóg dozwala spaść klęskom na Kościół święty, to również zsyła zawsze mężów wielkich duchem, nauką i poświęceniem. Podobnie się stało w osiemset lat po śmierci świętego Izydora, kiedy w Kościele świętym panowały niesłychane rozterki. Nie dość, że trzech zapaleńców heretyków wystąpiło z nową religią w Anglii i w Czechach, trzeba jeszcze było, że obrano naraz aż trzech papieży. Każdy z nich rościł prawa Stolicy Apostolskiej i każdy wywierał nacisk na duchowieństwo w swym obwodzie. Papieżami tymi byli Benedykt XIII, Grzegorz XII i Jan XXIII.
Bóg wzbudził w tym czasie męża, którego jako kwestarza posłał do Kościoła swego. Wincenty Ferreriusz, czyli z łacińskiego “Anioł Sądu” rozwinął sztandar Chrystusowy, obudził śpiących, zachęcił bojaźliwych, wprawił w drżenie wiarołomnych, zapalił uniesieniem wiernych i upokorzył niepoprawnych.
Boży ten mąż urodził się roku 1357 w Walencji w Hiszpanii, z rodziców bogatych w cnoty i dobra doczesne. Był smukłego wzrostu, nadobnej twarzy, bystrego rozumu i nader pobożnego serca, toteż stała mu otworem droga do wysokich ziemskich urzędów, rozkoszy i uciech, ale Wincenty zamknął się w samotnej celi klasztornej i poświęcił całkiem służbie Bożej. Poświecenie to umacniał jeszcze co dzień umartwieniem, chętnym posłuszeństwem, pokorną skromnością gorliwym przykładaniem się do nauk, w których mu też Bóg cudownym sposobem dopomógł.
Po odebraniu święceń użyli go przełożeni do nauczania w wyższych szkołach. W Barcelonie uczył z wielkim powodzeniem filozofii, a w Leridzie z taką znajomością rzeczy uczył teologii, że legat papieski, Piotr de Luna, nadał mu tytuł doktora. Potem w rodzinnym mieście objaśniał Pismo święte i sprawował obowiązki kaznodziei z nadzwyczajną skutecznością. Jego kazania miały w sobie jakąś ożywiającą siłę. Słowa jego płynęły z serca, toteż trafiały do serc słuchaczy. Nie był to skutek długiej, wytrwałej pracy, lecz jego pięknej, Duchem świętym napełnionej duszy.
W tym czasie zesłał Bóg na niego bardzo ciężkie doświadczenie, z którego wyszedł jednak zwycięsko. Jego powierzchowna piękność zrobiła wielkie wrażenie na pewnej pani wysokiego rodu, wrażenie to nie pochodziło jednak z Nieba, lecz jej z cielesnych pożądliwości. Udawszy chorą, kazała Wincentego prosić do siebie, a gdy przyszedł, bez ogródek wyznała mu swoje uczucia. Przelękły kapłan czym prędzej uciekł, a oszukana w swych nadziejach grzesznica zaczęła wrzeszczeć i miotać na niego najzjadliwsze obelgi. Wincenty w milczeniu znosił ową cierniową koronę hańby i z ufnością wznosił oczy do Wszystkowiedzącego, który też jego usprawiedliwienie wziął na siebie. Ową panią opanował bowiem szatan i straszliwie dręczył, wołając: “Jeśli tu nie przyjdzie ten, który wśród ognia nie doznał obrazy, to nie ustąpię!” Wiedziano o kim szatan mówi, posłano zatem po Wincentego, za którego modlitwą szatan opuścił ową panią, a ona z wielką pokorą publicznie wyznała krzywdę wyrządzoną Świętemu.
Święty Wincenty Ferreriusz
W roku 1394 został wspomniany kardynał Piotr de Luna pod nazwiskiem Benedykta XIII nieprawnie obrany papieżem przeciwko Grzegorzowi XII. Rozdwojenie to poszło stąd, że pewna część kardynałów obierała w Rzymie i obrała Grzegorza XII, druga zaś część w Awinionie obrała wbrew prawu kościelnemu Benedykta XIII. Wincenty, którego Benedykt mianował swoim spowiednikiem z całą gorliwością wpływał na niego, aby ustąpił, ale po jakimś czasie ciężko zachorował. Wtedy ukazał mu się Chrystus ze świętym Dominikiem przy boku i rzekł: “Bądź mężnym, wierny sługo, i pozbądź się wszelkiej obawy. Jak cię wzmocniłem w pokucie i wyrwałem z sideł ludzkich i szatańskich, tak i na przyszłość będę z tobą postępował i zawsze będę z tobą. Jeszcze w tej godzinie będziesz wolnym od choroby ciała i pozbędziesz się strachu duszy, albowiem pokój w Kościele wnet zakwitnie. Opuść natychmiast dwór papieża Benedykta, albowiem wybrałem cię sobie za głosiciela Mojej Ewangelii po Hiszpanii i Francji. Ty masz ukazać ludom Sąd Ostateczny i bez obawy gromić ich błędy i występki. Przeze Mnie wyjdziesz cało z wszystkich niebezpieczeństw i ujdziesz zasadzek twych nieprzyjaciół. A kiedy słowem i uczynkiem przyniesiesz wielkie korzyści, wtedy umrzesz”.
Widzenie znikło, a Wincenty w tej chwili powstał z łoża zdrowy. Natychmiast udał się do papieża, aby mu oznajmić rozkaz odebrany od Chrystusa i prosić o zwolnienie. Papież obiecywał mu biskupstwo, a nawet wyniesienie na godność kardynalską, ale Wincenty wzgardził wszystkimi urzędami i godnościami i prosił jedynie o to, aby mógł jako misjonarz apostolski głosić wszędzie Ewangelię świętą.
Teraz znalazł się Wincenty na właściwym stanowisku i stał się takim, jakim go Bóg chciał mieć. Z krzyżem w ręku, a gorącą miłością Boga w sercu rozpoczął swe podróże misyjne, które nie znalazły równych sobie. Przez dwadzieścia trzy lata aż do końca swego życia przebiegał Hiszpanię, potem obchodził Francję, Włochy, Anglię, Szkocję, Irlandię oraz część Niemiec. Z niebiańską potęgą i porywającą wymową głosił wszędzie naukę o strasznym Sądzie Ostatecznym. Jego głos raz był podobny grzmotowi niebieskiemu, to znowu łagodny i miły jak mowa kochającej matki. Gdy stawał na ambonie, zdawało się wszystkim, że patrzą nie na człowieka, lecz na anioła. Oczy jego błyszczały i paliły jak płomień, a zaledwie usta otworzył, wszystko wybuchało płaczem. Najzatwardzialsi grzesznicy upadali pod brzemieniem słów jego, głośno błagając o miłosierdzie, i przyznawali się publicznie do winy. Żyjący w niezgodzie jednali się w obecności wszystkich; przestępcy wszelkiego rodzaju, złodzieje, lichwiarze i mordercy nawracali się. W samej Hiszpanii nawrócił 25 tysięcy żydów, a i mahometanie chętnie go słuchali i nawróciło się z nich 8 tysięcy.
Na jego wezwanie budowano wiele klasztorów, kościołów i mostów przez rwące rzeki. Z wszystkich miast, do których przychodził głosić kazania, wychodzili książęta, biskupi, prałaci i kapłani z śpiewami naprzeciw niego. Nawet późniejszy papież Marcin V i królowie francuski i hiszpański wychodzili procesjonalnie na jego spotkanie, gdy przychodził do miast, gdzie się właśnie znajdowali. On sam natomiast zwykł był wjeżdżać na ośle, otoczony licznymi sługami, mając oczy ku Niebu zwrócone, albo pokornie spuszczone. Często otaczało jego kazalnicę 80 tysięcy ludzi, a pomiędzy nimi setki pokutników, którzy za pokutę publicznie się biczowali. Ci, którzy go raz słyszeli, nie chcieli go już opuścić. Czasami szło za nim dziesięć do piętnastu tysięcy ludzi, aby go tylko jeszcze raz słyszeć. Dokądkolwiek przybył, tam rzemieślnik opuszczał warsztat, nauczyciel zamykał szkołę, a nawet chorzy nie dali się powstrzymać od słuchania jego nauk. Godne uwagi jest i to, jak się troszczył o swych słuchaczy, miał bowiem zawsze przy boku kilku kapłanów dla słuchania spowiedzi nawróconych grzeszników, organy i śpiewaków dla upiększenia nabożeństwa a wreszcie kilku uczciwych ludzi świeckich, niejako kwatermistrzów, którzy starali się o żywność i mieszkanie dla słuchaczy.
Kazywał zwykle trzy razy dziennie, mimo to jednak głos jego nie ustawał. Nawet w zgrzybiałej starości, kiedy był już tak słaby, że nie mógł chodzić bez podpory, wchodził jeszcze na ambonę, a wtedy całkiem się odmieniał. Słowa jego płynęły z taką gwałtownością i siłą, jakby był jeszcze młodym człowiekiem. Starał się zaś głównie o wykorzenienie klątw, złorzeczeń i bluźnierstw, jako też rozmaitych herezji. Pod wpływem jego kazań wróciło na łono Kościoła 200 tysięcy heretyków.
W pewnej prowincji francuskiej znajdowała się dolina, której mieszkańcy tak byli okrzyczani ze swych występków, że ją nazywano “doliną potępienia”. Żaden z misjonarzy nie śmiał się do nich puścić, natomiast Wincenty, zaledwie się o tym dowiedział, zaraz udał się do owych przestępców i w krótkim czasie wszystkich nawrócił. Zmiana była tak widoczna, że odtąd dolinę tę nazywano “doliną czystości”.
Te cudowne skutki prac świętego Wincentego były nie tylko wynikiem jego ognistych i żarliwych kazań, ale także jego cudów i życia świątobliwego. I pod tym względem był więc podobny do apostołów i jak oni posiadał dar różnych języków. Przemawiał tylko w języku hiszpańskim, a mimo to rozumieli go Francuzi, Anglicy, Włosi, Grecy i wogóle wszyscy, którzy go słuchali. Cuda, którymi się wsławił, są niezliczone. Wskrzesił kilku umarłych, rozmnażał cudownie chleb i mąkę, uzdrawiał kaleki, ślepych, niemowy, szalonych i chorych na wszelkie inne choroby. Największym zaś cudem pozostanie, że poprawiali się nawet najzatwardzialsi grzesznicy, a heretycy wyrzekali się swych błędów i wracali na łono Kościoła świętego.
Sposób życia świętego Wincentego był następujący: Pięć godzin sypiał na twardym, nędznym łożu, a resztę nocy spędzał na modlitwie, albo też na czytaniu Pisma św. Wczas rano odprawiał Mszę św. śpiewaną, a następnie miewał 2 lub 3 kazania. Potem zwykł przypuszczać do siebie tych, którzy chcieli go widzieć i mówić z nim. Następnie przynoszono do niego chorych i niemocnych. Uczyniwszy nad nimi znak Krzyża św., odmawiał następującą modlitwę: “Ręce na chorych kłaść będą i uzdrowią je: Jezus, Syn Maryi, Zbawiciel i Pan świata, który cię do świętej katolickiej wiary powołał, niechaj cię zachowa, uszczęśliwi i od choroby twojej uwolni”. Na obiad posilał się skromnymi potrawami, gdyż odkąd wstąpił do zakonu nie miał w ustach mięsa. Z wyjątkiem niedzieli zawsze pościł i tylko raz dziennie jadł do sytości. Podróże odprawiał pieszo, albo też na skromnym osiołku. Pościel jego składała się z słomy i siana a tylko w chorobie przykrywał się wełnianą kołdrą. Co noc biczował się aż do krwi, a chociaż mu ofiarowano wielkie sumy pieniężne, nie przyjmował nic, a jeśli przyjął, to wszystko rozdawał pomiędzy ubogich.
Miał także dar przepowiadania przyszłości. Tak przepowiedział czas śmierci swej matki i siostry oraz króla sycylijskiego. Pomimo, że Bóg uwielbił go tak wielkimi cudami i cały świat był pełen jego chwały, był zawsze posłuszny jak dziecko i tak pokorny, że nie mógł znaleźć słów, aby swoją duchową nędzę i swoje grzechy opłakiwać.
Tak więc sam jego żywot był najlepszym kazaniem; nie dziw zatem, że tak wielkie czyny mógł zdziałać. Mając lat 62 i całkowicie wyczerpawszy swe siły, usłuchał rad życzliwych i ruszył z powrotem do ojczyzny, ale zdołał dojechać tylko do miasta Vannes w Burgundii. Mieszkańcy, dowiedziawszy się, że Święty jest znowu pomiędzy nimi, ucieszyli się wielce, ale radość ich zamieniła się w przerażenie, gdy im powiedziano, że nie przyjechał mieć kazanie, tylko – umrzeć. Wincenty cierpiał dotkliwie, nie skarżył się jednak, lecz modlił się do Boga, aby mu pozwolił pić z kielicha Syna swego. Przepowiedział, że umrze dziesiątego dnia, a kiedy przyszło konanie, jak przez całe życie, tak i przy śmierci przyjmował wszystko z radością i uległością w Bogu. Ponieważ obywatele miasta Vannes obawiali się, aby jego ciała gdzie indziej nie wywieziono, przeto kazali go zapytać, gdzie chce być pochowanym. Święty odpowiedział spokojnie: “Wiecie, żem ja ubogi mnich i niegodny sługa, dlatego nie troszczę się o pochowanie ciała mego, tylko o zbawienie duszy. Aby jednak zachować porządek i spokój, o których wam tyle razy mawiałem, proszę was, udajcie się do przeora najbliższego klasztoru, niech on to rozstrzygnie”.
Potem kazał sobie czytać Mękę Pańską, zmówił psalmy pokutne i spokojnie zasnął w Panu 5 kwietnia 1419 roku. Księżniczka francuska Joanna własnoręcznie obmyła jego ciało, a woda, której do tego użyła, jako też szaty i pasek Świętego zdziałały liczne cuda. Ciało jego spoczywa w kościele katedralnym w Vannes.
Na obrazach przedstawiają świętego Wincentego w ubiorze dominikańskim z wyobrażeniem słońca na piersi, albo też w zwyczajnym odzieniu dominikańskim, głoszącego kazanie do chrześcijan, żydów i pogan. Papież Kalikst III zaliczył go roku Pańskiego 1445 w poczet Świętych.
Nauka moralna
Święty Wincenty Ferreriusz często używał w kazaniach budujących przypowieści. Pewnego razu opowiedział swoim słuchaczom następujący przykład: “Nie wszyscy umiecie czytać, ale ja was wszystkich czytać nauczę. Była niewiasta, która nie znała liter, a jednak idąc do kościoła stale miała z sobą książkę, nad którą podczas nabożeństwa rzewnie płakała. Pewnego razu zapytano ją, co w jej książce jest tak wzruszającego, a ona rzekła: “Ja na waszych książkach czytać nie umiem, ale i wy na mojej nie potraficie”. Jak się okazało, dziwna ta książka zawierała tylko cztery karty: jedną białą, drugą czerwoną, trzecią czarną, czwartą pozłocistą. “Istotnie, – rzekł ktoś – nie potrafię stąd nic wyczytać, bo tu nic nie napisano”, a kobieta odrzekła: “Ja zaś na tej białej karcie czytam czystość i niewinność Najświętszej Panny, oraz moją, którą otrzymałam na chrzcie, i płaczę za grzechy moje, żem duszę mą tak piękną, na chrzcie krwią Bożą obmytą, grzechami pomazała i taką szpetną i czarną uczyniła. – Na czerwonej czytam o Ciele Pana mego Jezusa, które przy biczowaniu, koronowaniu i krzyżowaniu spłynęło krwią za moje grzechy, i płaczę nad Jego Męką, dla mnie podjęta. – Na karcie czarnej czytam ciemności i męki piekielne, wspominając potępionych, iż już teraz nie maja czasu do pokuty, i płacząc, proszę Pana Boga, aby się to i ze mną nie stało. – Na pozłocistej zaś czytam rajskie rozkosze, do których z płaczem wzdycham. – Oto, jak Duch św. nauczył ją czytać! Tak i wy wszyscy umieć możecie”.
Modlitwa
Boże, któryś raczył kościół Twój uświetnić zasługami i kazaniami św. Wincentego, Wyznawcy, daj nam sługom Twoim, abyśmy z przykładów życia jego zbawiennej nabyli nauki i od wszelkich przeciwności za jego pośrednictwem wybawieni zostali. Przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dni roku – Katowice/Mikołów 1910r.