Intencja na miesiąc październik
Wielkoduszność chrześcijańska
Dwie szczególnie cnoty potrzebne są każdemu człowiekowi, który chce naprawdę służyć Panu Bogu i dobić się Nieba: zaparcie się siebie i miłość Pana Boga. O pierwszej mówi sam Pan Jezus: Jeśli kto chce za Mną iść, niech sam siebie zaprze. A o miłości naucza św. Jan Ewangelista: Kto nie miłuje, trwa w śmierci; a dobitniej jeszcze św. Paweł: Jeśli kto nie miłuje Pana naszego Jezusa Chrystusa, niech będzie przekleństwem. Z tych dwóch cnót, miłości Boga i zaparcia się siebie, wyrasta jedna z najpiękniejszych, ale niestety też bardzo rzadkich cnót: wielkoduszność czyli wspaniałomyślność chrześcijańska. Mówię, że to rzadka cnota, ale nie między Świętymi, którzy pozostawili nam liczne jej przykłady. Niektóre z nich tu przytoczę; dopomogą one za łaską Bożą do zrozumienia istoty tej cnoty i do szczerego starania się o nią.
Tak między innymi czytamy w życiu św. Jana Gwalberta, że był to rycerz waleczny i bogaty. Zdarzyło się, że w najniesprawiedliwszy sposób zamordowano mu jedynego brata. Św. Gwalbert postanowił według ówczesnych zwyczajów zabić mordercę, gdziekolwiek by go spotkał. W sam Wielki Piątek, otoczony licznym orszakiem zbrojnych ludzi spotkał się z mordercą swego brata na drodze. Ten, nie mogąc się bronić ani ratować ucieczką, pewny śmierci, padł na kolana i poleciwszy duszę swoją Bogu, począł prosić mściciela o miłosierdzie w imię Boże. I oto z miłości dla Pana Jezusa ukrzyżowanego Gwalbert darował winowajcy życie, a nadto przybrał go za brata w miejsce zabitego. Kiedy potem przybył do kościoła i ukląkł przed wizerunkiem Pana Jezusa ukrzyżowanego, Pan Jezus cudownym sposobem z wizerunku owego skłonił do niego głowę i wyciągnął ręce. Za cóż tak wielka nagroda i łaska nadzwyczajna? Nie za co innego, jeno za to, że Gwalbert wielkodusznie zaparł się żądzy zemsty i dla miłości Pana Jezusa przebaczył temu, który przeciw bratu jego i niemu zawinił.
Rozważ, czy byś nie mógł i ty zasłużyć sobie na podobną, jeśli już nie taką samą łaskę? Nikt ci wprawdzie brata nie zabił; ale nieraz ludzie w różny sposób przeciw tobie zawinili, tak że serce twoje zawrzało gniewem i zemstą; i nieraz jeszcze ci się to przytrafi. Umiej dla miłości Pana Jezusa tak odpuszczać, jak pragniesz, żeby Pan Bóg i tobie odpuścił, umiej za złe odpłacać dobrym; a jak dla św. Gwalberta to jedno przebaczenie stało się początkiem życia odtąd już zupełnie Bogu oddanego, tak i ty jednym takim dobrodusznym aktem, przebaczeniem krzywdy sobie wyrządzonej, więcej uzyskasz u Pana Boga niż śmiesz się spodziewać.
Wiedz o tym, że żywić żal do kogokolwiek, mścić się za krzywdy, a gorzej jeszcze za lada drobne przykrości wygadywać na tych, których nie lubimy, albo którzy nam wchodzą w drogę, tak samo jak inne tym podobne grzechy, to niezawodna cecha ludzi ciasnego serca, niskiego umysłu i samolubnego, jeśli nie podłego charakteru. Przeciwnie, prawdziwy chrześcijanin, mający w sobie bodaj szczyptę wielkoduszności, o tyle tylko myśli o bliźnich swoich bliższych i dalszych, ile potrzeba, żeby im ze szczerego serca dobrze życzyć albo dobrze czynić. Pomyśl, czy należysz do chrześcijan wielkodusznych, czy też do tych ludzi ciasnego serca, niskiego umysłu i lichego charakteru? Do których wolałbyś, żeby cię zaliczano? Za jakiego pragniesz by miał cię Pan Bóg, przenikający serce i wnętrzności człowieka, gdy się zjawisz na sądzie Jego?
Błogosławiony Ignacy Azewedo zebrał kilkudziesięciu młodych kleryków i braciszków z Zakonu Jezusowego, którzy ofiarowali się opuścić kraj rodzinny i pójść do Brazylii, wówczas całkiem jeszcze dzikiej, by poganom opowiadać Ewangelię. Błogosławiony wsiadł z 39 towarzyszami w Lizbonie na okręt. Kiedy już wypłynęli daleko na morze, opadli ich korsarze, którzy byli zaciętymi heretykami, i wszystkich katolików, a zwłaszcza księży zaciekle nienawidzili. Korsarze ci, zdobywszy okręt, zagrozili śmiercią błogosławionemu Ignacemu i jego towarzyszom, jeśliby natychmiast nie wyparli się św. wiary katolickiej. Ani na chwilę nie zawahał się Błogosławiony i do towarzyszy swoich odezwał się w te krótkie słowa: “Nie odradzajmy się od wspaniałych myśli synów Bożych”. I wszyscy czterdziestu ponieśli chwalebną śmierć męczeńską. W tejże chwili św. Teresa miała objawienie, w którym widziała, jak dusze tych 40 Męczenników z wielką chwałą wstępowały do Nieba.
Nie będę ci tu mówił, jak wielkiej duszy i dzielnego serca potrzeba tym, którzy dosłownie spełniając radę Boskiego naszego Zbawiciela, opuszczają ojca, matkę, braci i wszystko, żeby biednym, ciemnym poganom głosić Imię Pana Jezusowe, a nawet dlatego z narażeniem własnego zdrowia i życia gdzieś na odludnych miejscach zamykają się z trędowatymi, byle tylko przychylić im Nieba. Potrzeba na to większej duszy i większej odwagi, niż aby dla bojaźni przed biedą lub dla dorobienia się majątku pojechać za morze. Te ludzkie zabiegi, dla tego samego tylko, że są ludzkie i doczesne, koniecznie muszą być bardzo drobne i marne; i cóż ostatecznie znaczą wobec Boga i wieczności? Św. Alojzy powiedziałby o nich: “Cóż mi po tym wszystkim w wieczności?”
O to głównie chodzi, żebyśmy wszyscy dobrze zrozumieli, jak wspaniała to wobec Boga i ludzi rzecz, być tak usposobionym, by woleć zginąć na miejscu, woleć głowę pod topór położyć, niż zaprzeć się Pana Boga swego! A do tego mamy prawie co chwila sposobność. Bo chociaż w naszych czasach nie wszędzie zdarza się sposobność do śmierci męczeńskiej (którą Kościół święty nazywa “skróconą drogą do Nieba”), to przecież i dziś na naszej własnej ziemi często zdarzają się wypadki, że ludzie niedowarzeni, albo poczytujący niedowiarstwo za szczyt nowoczesnej oświaty, już to w kółku znajomych, już też publicznie natrząsają się z pobożności, z prawych obyczajów, albo nawet z Kościoła katolickiego i wiary. Jeśli jesteś małoduszny, zamilkniesz w takich wypadkach i stchórzysz, a może nawet zachwiejesz się w swoich zasadach; ale jeśli nie odrodziłeś się od wspaniałomyślności synów Bożych, tj. prawdziwych chrześcijan, nie będziesz się krył ze swoją wiarą, ale jak ów ojciec Machabejczyków Matatiasz śmiało się odezwiesz: “Choć wszystkie narody słuchają Antiocha króla, aby każdy odstąpił od nabożeństwa zakonu … ja i synowie i bracia moi będziemy posłuszni zakonowi ojców naszych. Niech nam Bóg będzie miłościw; nie jest nam pożytecznie odstąpić zakonu naszego i sprawiedliwości jego”. A nie tylko tak się odezwiesz, ale też w czynach twoich będziesz twardo stał przy prawdzie i sprawiedliwości Bożej!
Częściej jeszcze zdarzy się, że świat, ciało lub czart będą cię pokusami swymi odwodzili od Pana Boga, a pociągali do pożądania rzeczy ziemskich nie twoich, do używania rozkoszy zakazanych, do pychy i kłamstwa. Wtenczas nie upadaj na duchu; nie wdawaj się też w małoduszne targi z pokusą, ale od razu zwróć się do Pana Boga, a kusicielowi wdzierającemu się do serca powiedz z Panem Jezusem: “Pójdź precz szatanie; albowiem napisane jest: Panu Bogu twemu kłaniać się będziesz, a Jemu samemu służyć będziesz”.
Czytamy w Ewangelii u świętego Marka: “A siedząc Jezus przeciw skarbnicy, patrzał jak rzesza kładła pieniądze do skarbu; a wiele bogaczów wiele kładli. A przyszedłszy jedna wdowa uboga, włożyła dwa drobne pieniądze. A zwoławszy uczniów swych, rzekł im: Zaprawdę powiadam wam, iż ta uboga wdowa więcej; włożyła, niźli wszyscy, którzy1 kładli do skarbu. Albowiem wszyscy z tego, co im zbywało, rzucali, a ta z niedostatku swego wszystko co miała wrzuciła, wszystką żywność swoją”. Dawać, czy to na kościoły, czy na ubogich, czy wreszcie na dobre cele z tego co zbywa, jest obowiązkiem każdego; ale ograniczać swoje potrzeby aż do ujmowania sobie od ust, to rzecz wielka i godna prawdziwego chrześcijanina.
Rad bym jeszcze więcej mówić o tej wielkoduszności chrześcijańskiej, bo to cnota tak piękna, tak wzniosła, a przede wszystkim Panu Bogu naszemu tak dziwnie miła, że nie wiem, czy która inna jej dorówna. Wszystkim innym cnotom ona dodaje krasy i wartości, bo lepiej niż wszystkie inne społem odsłania nam tajniki Najsłodszego Serca Jezusowego, które w wielkoduszności swojej sprawiło, że Pan Jezus za nas umarł na krzyżu, siebie nam daje w Przenajświętszy Sakramencie i uczynił nas współdziedzicami Królestwa swojego. Ale nie śmiem, gdyż boję się, żebym rozwodząc się dłużej o tej uroczej cnocie siebie i ciebie, Czytelniku, nie napełnił złudzeniem, że jesteśmy wielkoduszni, skoro mamy pewne pojęcie o wielkoduszności.
Wolę poprzestać na tym com napisał, a dodać tę jedną radę: Dla miłości Najsłodszego Serca Jezusowego spróbuj przynajmniej raz na miesiąc, w pierwszy piątek miesiąca, zdobyć się na cokolwiek, co się Panu Jezusowi podoba, np. żeby odrazu przebaczyć obmowy, słowa obraźliwe i inne przykrości, jakie ci ktokolwiek wyrządził, – żeby oddać rzetelną przysługę, zwłaszcza takim, których nie lubisz, – żeby ująć sobie czy to grosza, czy przyjemności, czy wygody, aby oddać bliźniemu przysługę, a cokolwiek takiego uczynisz, uczyń to tak, żebyś za to nie pragnął ani nie żądał żadnego w tym życiu wynagrodzenia od Boga, a tym bardziej od ludzi. Jedyną twoją nagrodą niech będzie to, żeś bodaj raz cokolwiek uczynił wyłącznie dla Pana i Boga twego. Tym sposobem stopniowo coraz lepiej będziesz poznawał, na czym polega wielkoduszność chrześcijańska, i co ważniejsza jeszcze, powoli zaprawisz się do niej.
Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dni roku – Katowice/Mikołów 1910r.