Kapłan spowiednik

II. Kapłan spowiednik

Oddałem ci klucze królestwa niebieskiego. Wejdą tam ci, którym otworzysz jego bramy.
Powierzyłem ci władzę przywracania duszom życia Bożego, pomnażania przybytków, w których mieszka Trójca Święta.
Masz moc odpuszczania ludziom grzechów, przebaczania im zbrodni najstraszniejszych, nie tylko raz, lecz zawsze, byle tylko żałowali i wyznali swe winy.
O! jakże cię ukochałem! A jakże powinieneś cenić to wzniosłe posługiwanie i jakże pilnie powinieneś mu się oddawać!

Niegdyś przychodził Anioł Pański w pewnych chwilach i poruszał wodę w owczej sadzawce. Z jakąż niecierpliwością oczekiwali chorzy tych odwiedzin!
Ale ty jesteś aniołem Nowego Przymierza. Tobie dano zanurzać każdej chwili chorych na duszy w tajemniczej kąpieli mej Boskiej Krwi i przywracać im zdrowie natychmiast.
Gzy nie za długo każesz czekać na te zbawienne odwiedziny kalekom duchowym, ślepcom, paralitykom, wszystkim dotkniętym jakąkolwiek niemocą?

Ty jesteś miłosiernym lekarzem. Okazuj penitentom uprzedzającą miłość, nade wszystko tym, co przychodzą bez przygotowania, są chwiejni, lub pozostają w zamieszaniu spowodowanem względami ludzkiemi.
To są biedni chorzy, którzy ze wstydu trzymają się zdala. Wyjdź na ich spotkanie, zbadaj delikatnie ich rany, przysposób ich, by je odkryli szczerze i przyjęli lekarstwo.
Szatan niemy stara się zamknąć usta tym, co przychodzą wyznać ci swe winy. Trzeba wygnać tego złego ducha, przyjmując wszystkich grzeszników po ojcowsku.
Zewnętrzne zachowanie się kapłana godne a łaskawe powie wszystkim: Pójdźcie do mnie, którzy cierpicie i jesteście udręczeni, a sprawię wam ulgę.

Synu mój, jesteś pasterzem dusz, ale nie łudź się. Wielu ginie, gdyż tają ze wstydu swe grzechy w świętym trybunale. Między twymi wiernymi, którzy ci się zdają szczerzy jak dzieci i czyści jak aniołowie, wielu tai przed tobą swe grzechy ciężkie. Lękają się, by nie stracili u ciebie dobrej opinji, a nie boja się stracie mojej łaski.
Jeśli troszczysz się o zbawienie swych owieczek przywołasz często do pomocy obcych kapłanów, powstrzymasz się czasem od słuchania spowiedzi swych wiernych, zwłaszcza młodzieży. W oznaczonym czasie sprawisz parafji misję św., która będzie cennem dla dusz dobrodziejstwem.
Jakie nieszczęście dla ludu, jeśli pasterz jogo z niedbalstwa, skąpstwa, albo zazdrości, odmawia swym wiernym lej łaski nad łaskami.

Okazywałem miłosierdzie biednym trędowatym, którzy się uciekali do mej dobroci. A jak ty się obchodzisz z trędowatymi na duszy, którzy otaczają twój konfesjonał? Gromisz ich może, podnosisz głos, by ich zawstydzić przed innymi. O, nie jesteś drugim Jezusem!
A biedni grzesznicy, którzy do ciebie powzięli zaufanie, widzą, jak gaśnie ten ostatni ognik i nie powrócą więcej, a tak stracę te dusze, któreby były uratowane odrobiną okazanego im serca, jednem życzliwem twojem słowem.
O jakże powinieneś być cierpliwy i współczujący!
Czyż tobie samemu nie odpuściłem całego twego długu? Czemuż zatem okazujesz się tak twardym i wymagającym dla innych?
Bądź dobry i miłosierny. Odmierzą ci kiedyś tą samą miarką, której ty użyłeś dla innych.
Gdyby nie moje cierpliwe zabiegi, Samarytanka, pędząca życie lekkie, byłaby zginęła. O ileż dusz lekkomyślnych i grzesznych posyłam ci mój synu, do konfesjonału, w którym czekasz na grzeszników, a który jest jakby studnią wody prawdziwej.
Jakież szczęście, jeśli tam znajdą męża bożego, który dobrocią prawdziwie ojcowską umie ich pociągnąć, a ostrożny i roztropny jest, aby sam nie doznał szkody, który natyle jest bystry, iż domyśla się niejednej rzeczy i umie dusze skłaniać do wyznania tajemnych, upokarzających grzechów.

Czy starasz się wyznaczyć chorym w swej troskliwości pasterskiej pierwsze miejsce? Powinieneś ich odwiedzać, pocieszać, umacniać i przygotować przez dobrą spowiedź na wielką chwilę przejścia do wieczności.
Zastąp mię, synu mój, w tym miłosiernym obowiązku i pocieszaj me dzieci w tej krainie wygnania, zwłaszcza w chwili śmierci.
Ulitowałem się nad biedną wdową z Naim, kiedy niesiono do grobu jej jedynaka.
Ulitowałem się nad Martą i Marją i płakałem u grobu Łazarza, gdyż kocham ludzi i odczuwam aż do głębi serca ich smutek i ich nieszczęście.
Nie wymawiaj się nigdy, kiedy cię wołają do łoża chorego.
Jakiż smutek i zawód, kiedy czekano na cię z niecierpliwością, a ty się ociągałeś!
A jakieżby to było nieszczęście, gdyby przez twe niedbalstwo, któryś z twych wiernych umarł bez spowiedzi.
Jakżebyś zniósł bolesny wyrzut: Mój Ojcze, gdybyś tu był, nasz drogi zmarły nie zeszedłby z tego świata bez Sakramentów?

Jakaż pociecha w domu chorego, gdy kapłan przybywa bez ociągania się! Jakież wzruszenie dla chorego, gdy widzi, jak dobry pasterz siada przy jego łóżku, nachyla się nad nim troskliwie, dowiaduje się pilnie o jego zdrowie i doda je mu odwagi życzliwem słowem!
Jakżesz prędko dowiaduje się cała parafja o tak dobrem i miłosiernem postępowaniu i jakżeż cieszą się wszyscy, że mają pasterza tak przystępnego i tak umiejącego się zniżyć!

Dobry kapłan nie uważa swego zadania za skończone, gdy udzielił ostatnich Sakramentów. Chorego trzeba podtrzymywać i pocieszać. Trzeba mu jeszcze będzie udzielić częściej rozgrzeszenia i Komunji świętej.
I moje serce też odczuwa potrzebę ściślejszego zjednoczenia się z nim, w miarę jak zbliża się śmierć, aby go oczyścić i umocnić przed straszną godziną przejścia do wieczności.
Wszelki trud, jaki poniesiesz, odwiedzając chorych, uświęcając umierających, pocieszając zasmucone rodziny, poczytam jakby była uczynione dla mnie samego i dla mej biednej Matki, umierającej ze smutku u stóp mego krzyża.

ORĘDZIE JEZUSA DO SWEGO KAPŁANA (MYŚLI REKOLEKCYJNE)
wydawnictwo oo. Redemptorystów Tuchów
IMPRIMATUR Wilno, dnia 28 października 1935 L569/35

To Orędzie Jezusa do swego kapłana poświęca autor Gwidonowi de Fontgalland, zmarłemu w r. 1925 w dwunastym roku życia.
Ów chłopczyk marzył o tem, by zostać kapłanem, lecz Jezus mu rzekł: “Będziesz moim aniołem”.

=> ORĘDZIE JEZUSA DO SWEGO KAPŁANA