(Żył około roku Pańskiego 1550)
Urodził się w roku 1495 w Portugalii z ubogich ale bogobojnych rodziców. Od samej młodości czując skłonność do wędrówki po świecie, z człowiekiem jakimś uciekł potajemnie z domu rodzicielskiego i prowadził bardzo burzliwy żywot aż do 40 roku życia. Pasał owce, potem wstąpił do wojska i walczył przeciw Francuzom, a później przeciw Turkom. To niespokojne życie przytłumiło w nim wyniesione z domu uczucia religijne. Zdziczał i przez złych towarzyszy wprowadzony na złą drogę, oddał się zupełnie rozpuście. Wróciwszy z wojska do ojczyzny, dowiedział się z żalem, że rodzice jego już dawno nie żyją i pomarli ze smutku nad ucieczką syna. Znowu przeto pasał owce, a mając czas do rozważania, począł się zastanawiać nad swym grzesznym życiem i środkami, jakby wszystko naprawić. Udał się przeto nasamprzód do Afryki w zamiarze służenia nieszczęśliwym jeńcom. Na okręcie zgodził się jako sługa do pewnego szlachcica, który wygnany z kraju udawał się z rodziną do Afryki. Po wylądowaniu wygnańcy zachorowali, a szczupłe ich zapasy wnet się wyczerpały. Gdyby nie Jan, byliby wszyscy marnie zginęli. Ale Jan ofiarował im własne zasoby, a gdy i te się wyczerpały, najął się do pracy jako robotnik i zarobek obracał na wyżywienie nieszczęśliwych wygnańców. Po kilku latach zwierzył się swemu spowiednikowi, że chce się udać w głąb Afryki i łagodzić los nieszczęśliwych niewolników. Spowiednik odradzał mu to, mówiąc, że niewolnikom nic nie pomoże, a sam niechybnie utraci życie; niech raczej wraca do ojczyzny, a zajmie się jaką pożyteczną pracą.
Jan usłuchał, wrócił do Hiszpanii i osiadł w mieście Granadzie, gdzie począł handlować budującymi książkami i religijnymi obrazkami; stąd właśnie księgarze mają tego Świętego za patrona. W samą uroczystość świętego Sebastiana roku 1539 był na kazaniu słynnego kaznodziei hiszpańskiego Jana z Avili. Kaznodzieja mówił, że chrześcijanin raczej śmierć męczeńską ponieść winien, jak święty Sebastian, aniżeli Boga, najwyższe Dobro, obrazić. Słowa te zrobiły silne wrażenie na Janie. Głośno westchnąwszy, zawołał: “Miłosierdzia, o Panie, miłosierdzia!” Następnie pobiegł do domu, rozdał całe swoje mienie między ubogich, książki treści niemoralnej spalił, a potem, udawszy się na najwięcej ożywioną ulicę, bił się w piersi, głośno wołając: “Miłosierny Panie, bądź miłościw mnie grzesznemu!”, rzucał się na ziemię, darł sobie włosy i tarzał się w błocie. Lud i ulicznicy wołali ze śmiechem: “Wariat, wariat!” i gonili za nim, rzucając nań błotem i kamieniami, on zaś mówił: “Dobrze czynicie, na większą jeszcze zelżywość i wzgardę zasłużyłem, ja, który pogardziłem Bogiem i znieważyłem Go”. Litościwi obywatele zaprowadzili go do domu obłąkanych, gdzie lekarze przez osiem miesięcy okrutnie się z nim obchodzili, by go z obłąkania wyleczyć. Bez najmniejszej skargi znosił to wszystko za pokutę, a potem dał poznać, że jest przy zdrowym rozumie, i przez niejaki czas sam pomagał opatrywać chorych, po czym postanowił całkiem poświęcić się służbie około chorych. Pobożne swe przedsięwzięcie rozpoczął od tego, że chodził codziennie do lasu, zbierał drewka, sprzedawał je na rynku, a zebranymi pieniędzmi wspomagał ubogich. Kiedy pewnego razu uskarżał się w modlitwie Najświętszej Maryi Pannie, ukazała się mu i włożyła mu na głowę cierniową koronę, na znak, że przez liczne utrapienia wejdzie do Królestwa niebieskiego. W cichości pełnione miłosierne uczynki zjednały mu dobrodziejów, za których pomocą mógł nająć dom mający służyć za szpital z 40 łóżkami. Chorzy winni byli odbyć spowiedź, a potem cierpienia swe znosić w chrześcijańskiej pokorze. Św. Jan co wieczór wychodził z koszem na plecach, z garnkami w obu rękach, i zbierał jałmużnę, której mu hojnie udzielano. Gorliwość jego w pielęgnowaniu chorych tak się wszystkim podobała, że Don Sebastian, biskup z Tuy, nadał mu przydomek: “Jan Boży”, a szlachta i obywatele dopomogli mu do wybudowania obszernego gmachu szpitalnego, kilku zaś mężów dobrowolnie stawiło się do usługiwania chorym pod jego kierownictwem. Tak powstał zakon “Braci Miłosiernych”, który potwierdził papież Pius V w roku 1578 i nadał mu regułę św. Augustyna. Dziś zakon ten jest rozpowszechniony po całym świecie.
Jan nie ograniczał swej działalności tylko do szpitala, lecz wchodził także do kryjówek ludzkiej nędzy. Złośliwość ludzka prześladowała go podejrzeniami, niewdzięcznością, ale Jan wszystko zwyciężył cnotliwością swoją. Kiedy go kto zelżył, mawiał: “Bracie, prędzej czy później; odpuścić ci muszę, dlatego już teraz odpuszczam ci z całego serca!” Pewnego razu znalazł na drodze na pół nieżywego człowieka. Wziąwszy go na barki, zaniósł do szpitala, gdzie mu według zwyczaju umył nogi; ucałowawszy je, ze zdumieniem ujrzał na nich znaki od przebicia gwoździami. Spojrzał na chorego, a ten uśmiechnąwszy się mile, rzecze: “Janie, cokolwiek biednym czynisz w Imię Moje, Mnie czynisz”. Po tych słowach zniknął, a szpital cały ogarnęła taka jasność, że chorzy zerwawszy się, poczęli wołać, że gore. Kiedy zaś pewnego razu rzeczywiście wybuchnął ogień i nikt nie chciał się odważyć na ratowanie chorych, Jan rzucił się w płomienie i wyniósł pojedynczo wszystkich niemocą złożonych, nie doznawszy innego uszkodzenia jak tylko opalenia brwi.
Święty Jan Boży
Chcąc naprawić szkody wyrządzone pożarem, musiał znowu zbierać jałmużnę. Zbytnie natężenie wnet wyczerpało jego siły. Śmiertelnie chory na serce leżał w szpitalu, mając pod głową kosz do zbierania jałmużny i przykryty habitem. Opatrzony Sakramentami św., prosił dozorców, by go pozostawili samego. Kiedy po niejakim czasie weszli, zastali go ubranego i klęczącego, ale już nieżywego. Było to roku 1550. Papież Urban VIII ogłosił go w roku 1630 Błogosławionym, a Aleksander VIII w roku 1690 Świętym. Tysiące tysięcy wylewają ustawicznie łzy wdzięczności po szpitalach Braci Miłosiernych, gdzie znajdują duchową i cielesną opiekę.
Nauka moralna
Wzruszające kazanie zrobiło na Janie Bożym tak silne wrażenie, że rozdawszy swą własność oddał się całkiem pokucie, wiodąc odtąd życie bogobojne i ofiarując swe usługi ubogim. I w nas winno rozważanie złośliwości i złych następstw grzechu śmiertelnego podobne wywołać skutki. Jednakże nie dosyć jest dla usprawiedliwienia się przed Bogiem być wolnym od grzechu, ale trzeba jeszcze mieć dobre uczynki, aby jak niepożyteczne drzewo nie być w ogień wrzuconym. Nie dosyć także szczerze się nawrócić, do grzechów więcej nie wracać, gniewać się na siebie, w niczym sobie nie pobłażać, mieć skruchę i ustami wyznać grzechy, ale trzeba jeszcze i owoców godnych pokuty. Lekarze, lecząc choroby ciała, używają lekarstw, które są przeciwne chorobie; tak i od nas Pan Bóg wymaga, mówi święty Grzegorz, abyśmy lecząc rany zadane duszy naszej przez grzechy, wypełniali cnoty przeciwne grzechom, ażeby nieczysty po nawróceniu był najczystszym i ćwiczył się w umiarkowaniu ciała; skąpiec przyzwyczajony z krzywdą bliźnich zbierać majątek, był odtąd hojnym dla ubogich; gniewliwy słodkim i łagodnym, pyszny zaś pokornym. Jeżeli jesteśmy z liczby wybranych, powinniśmy ciągle ćwiczyć się w dobrych uczynkach, aby nas nieustannie wspierała łaska Boska. Nie wystarczy też do zbawienia być cnotliwym przez pewien czas i zostawać kilka lat w łasce Boskiej, ale trzeba wytrwać w dobrym aż do końca; a że to wytrwanie jest szczególnym darem Boskim, przeto Bóg udziela go tylko tym, którzy żyją świątobliwie i ćwiczą się w dobrych uczynkach. Idźmy przeto za przykładem tego świętego, abyśmy po życiu doczesnym otrzymali wieczną nagrodę. Niech słabość nasza nie służy nam za wymówkę, że nie możemy wykonywać dobrych uczynków. Pracujmy, póki czas mamy, nim nadejdzie dzień, w którym niepożyteczne drzewo będzie wycięte na spalenie; pracujmy tak, aby wszystkie sprawy nasze zasługiwały na wieczność szczęśliwą.
Modlitwa
Boże, któryś świętego Jana, miłością Twoją zapalonego, bez szkody uchował, gdy wśród płomieni przebywał, jako też przez niego Kościół swój nowym zgromadzeniem zakonnym wzbogacił; spraw miłościwie przez wzgląd na jego zasługi, aby płomień Twojej miłości wyniszczył w nas grzechy nasze, a pośrednictwo jego wyjednało nam ratunek wiekuisty. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi. Amen.
Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dni roku – Katowice/Mikołów 1910r.
Bóg zapłać!….,cieszę się,że to przeczytałam,wyciągnąć naukę dla siebie.