(Żyła około roku Pańskiego 1070)
Urodzona we Flandrii z bogatych rodziców szlacheckiego rodu, starała się Godolewa już od lat dziecinnych iść drogą przez Boga wskazaną i Jemu jednemu się przypodobać. Uroda, postać, i wdzięk jej był nadzwyczajny, ale święta dziewica wcale na to nie zważała, dbała bowiem jedynie o to, by uświęcić duszę stworzoną na obraz i podobieństwo Boga, a uzacnioną przez chrzest święty.
Pomiędzy starającymi się o jej rękę najbogatszy był Bertulf, szlachcic belgijski, jemu też oddał swą córkę ojciec, złudzony bogactwem i namiętną miłością młodzieńca. Ale Bertulf był człowiekiem bez wiary i religii, a charaktery nowożeńców wcale się nie zgadzały. Już w dniu zawarcia ślubów małżeńskich zamieniła się miłość Bertulfa w odrazę, a raczej nienawiść. Weselna uroczystość wywołała w nim wstręt niepohamowany, tak że ledwie od czasu do czasu ponurym okiem spoglądał na małżonkę. Któż nie odgadnie, jak boleśnie dotykało Godolewę postępowanie męża! A jednak miłowała go, spodziewając się zmiękczyć jego serce szczerym przywiązaniem i uprzejmością, i w tym celu zanosiła gorące modły do Boga.
Bertulf zawiózł wprawdzie żonę wieczorem do swego wspaniale urządzonego mieszkania, ale zostawiwszy ją samą, wrócił niezwłocznie do swoich rodziców. Własna jego matka podsycała jego nienawiść, mówiąc: “Czemuś nam tę wronę (Godolewa miała czarne oczy i włosy tej samej barwy) sprowadził z daleka? Wszakże mogłeś sobie wybrać w własnym kraju lepszą i wiele urodziwszą pannę!”
Pogardzona przez męża, rozłączona z krewnymi i rodzicami, pozbawiona pociechy, żaliła się Godolewa przed Ojcem w Niebiesiech, który utrzymał ją w dziewictwie i nie szczędził jej prób i utrapień. Zajmowała się skwapliwie domowym zarządem, obchodziła się łagodnie ze sługami, żyła tak skromnie i bogobojnie, że najzłośliwszy potwarca nic jej zarzucić nie zdołał, a przy tym modliła się gorąco za męża.
Urażony jej cnotą i podjudzany przez matkę, chcąc jej dokuczyć przydał jej Bertulf ochmistrza, któremu nakazał obchodzić się z nią surowo i dawać jej tylko chleb i wodę. Ten spełniał jego wolę jak najściślej, Bóg jednak dodał Świętej sił nadzwyczajnych, modlitwa bowiem stała się wyłączną i jedyną jej rozkoszą. Z wdzięcznością jadała suchy chleb, i jeszcze połowę dawała ubogim. Żadna skarga nie wychodziła z jej ust; z szacunkiem tylko i poszanowaniem wspominała męża i teściową, całymi godzinami klęczała przed wizerunkiem Ukrzyżowanego, błagając Go o łaskę i przebaczenie dla winowajców.
Gdy się Bertulf przekonał, że tym sposobem nic pozbędzie się Godolewy, chwycił się ostrzejszych środków. Zmniejszył jej jeszcze skąpe porcje chleba o połowę i tak jej dokuczał, że musiała szukać ocalenia w ucieczce i udać się pod opiekę biskupa. Ten, zbadawszy sprawę, polecił Bertulfowi, aby się z żoną lepiej obchodził. Obłudnik przyrzekł poprawę, udał nawet żal i skruchę, tak że Godolewa wróciła do domu, ale niegodziwiec zrzucił niedługo maskę i stanowczo postanowił zgładzić biedną męczennicę.
Święta Godolewa
Aby ujść podejrzeń, chełpił się przywiązaniem do niej, odwiedzał ją od czasu do czasu, chwalił jej bogobojność i pożegnał się z nią czule, udając, że go nagła jakaś sprawa powołuje do Leodium. Następnej nocy, gdy już wszyscy spali i Godolewa sama tylko czuwała modląc się do Ukrzyżowanego, zakołatało do drzwi dwóch ludzi, rzekomo z nagłym poleceniem od Bertulfa, Godolewa wpuściła ich do komnaty, gdy wtem jeden z nich zatkał jej usta chustką, aby nie mogła wołać o pomoc, drugi zaś zarzucił sznur jedwabny na jej szyję i w oka mgnieniu ją udusił. Potem rzucili martwe ciało na łoże i uciekli. Gdy Bertulf wrócił, zapłakał nad grobem małżonki, tusząc, że ziemia pokryje jego zbrodnię na zawsze, ale cuda powtarzające się nad grobem Godolewy nie dawały mu spokoju; słyszał ustawicznie jakby głos jakiś, szepcący mu do ucha: “Okrutniku, zamordowałeś Świętą, która była twą żoną!” Niedługo po zbrodni wszedł powtórnie w związki małżeńskie, ale córka, która była owocem tego małżeństwa, była niewidoma.
Po trzynastu latach odumarła go druga żona. Był to dla Bertulfa, złamanego dawną troską i frasunkiem, straszny cios. W jakiś czas potem córeczka jego, którą dochodziły wieści o cudach Godolewy, kazała się mimo zakazu ojca zanieść na jej grób, błagała zmarłą o wstawienie się do Boga i przejrzała. Ten cud dopiero nawrócił zatwardziałego grzesznika. Pobiegł do grobu Godolewy i płacząc, prosił ją o przebaczenie i wznosił modły do Boga, ażeby mu raczył wskazać drogę pokuty. Oddawszy cały majątek córce, polecił jej zbudować nad grobowcem zmarłej klasztor żeński, sam zaś udał się do klasztoru benedyktynów pod wezwaniem świętego Winoka i poprosił o zakątek, gdzie by mógł odpokutować swoją ohydną zbrodnię umartwieniem ciała i bogomyślnym żywotem.
Nauka moralna
Każda chrześcijańska dziewica, idąc za mąż, powinna pamiętać o tym, że obiera ten stan jedynie dlatego, aby służyć Bogu i że dlatego wstępuje w związki małżeńskie, aby mieć w mężu towarzysza na drodze do szczęścia wiekuistego. Nie inna też była myśl Chrystusa i Kościoła świętego, kiedy podniósł małżeństwo do godności sakramentu. Wszystkie myśli, pragnienia i czyny dobrej żony skierowane być winny do tego celu; wdzięczna być winna mężowi, jeśli zwraca jej uwagę na różne ułomności i niedostatki, jeśli stara się nakłonić ją do pokory, skromności, przestawania na małym, do uczęszczania na nabożeństwo i do przyjmowania sakramentów św. Drugą powinnością żony jest być wierną towarzyszką męża w dążeniu do dobrego i prawdziwej pobożności. Nie na to kapłan łączy ręce nowożeńców, aby żona mężowi gotowała, prała i zawiadywała gospodarstwem domowym. Ma ona mu być powiernicą i przyjaciółką, ma własnym przykładem i łagodną namową wpływać na jego poprawę, napominać go, aby nie zapomniał o Bogu, nie zaniedbywał codziennych pacierzy, strzegł się gorszących rozrywek i lekkich towarzystw, ma być mu pociechą w smutku i utrapieniach, słodzić jego znoje i trudy szczerą miłością.
Otóż te są główne obowiązki małżonków chrześcijańskich. Może istnieć i być szczęśliwym także bezdzietne małżeństwo, ale nie można sobie wyobrazić szczęśliwego małżeństwa bez ścisłego pełnienia wyżej wspomnianych powinności. Czemuż jest tyle małżeństw nieszczęśliwych? Częstokroć winni są temu rodzice, krewni, przyjaciele, nakłaniając dzieci, krewnych, znajomych do zawierania małżeństw ze względu na majątek, okoliczności i przyszły dobrobyt. Chciwość, duma, wzgląd na własny interes są złymi doradcami w tej mierze. Jakże często zawierają z sobą małżeństwa krewni, na swoją zgubę i nieszczęście! Kościół święty w ostateczności udziela na takie związki dyspensy, ale nigdy ich nie pochwala. Nierzadko zatruwają związki małżeńskie teść i teściowa, chcąc, aby wszystko szło według ich woli, mieszając się w każdą sprawę i traktując młodożeńców, jak małe dzieci. Ale i młodożeńcy często lekce sobie ważą rodziców, chcą się ich pozbyć, odmawiają im wymiaru i dożywocia, nie przyjmują ich rad i przestróg; stąd swary, niezgoda, procesy tam, gdzie powinien panować pokój, zgoda i wyrozumiałość.
Gdzie Zbawiciel gości, tam jest pokój i zgoda; gdzie Go nie ma, tam są swary i niesnaski. Niech przeto małżonkowie idą za przykładem Jezusa i Jego Matki, niech razem noszą krzyż utrapień, nieszczęść i niepowodzeń z cierpliwością, pokorą i zdaniem się na wolę Bożą, niech mąż za żonę, żona za męża zanosi modły do Boga!
Modlitwa
Ojcze niebieski, za wstawieniem się świętej Godolewy i ze względu na jej zasługi, cierpienia i udręczenia, racz wszystkim zwaśnionym małżeństwom, które kapłan połączył w imię Twojego Syna Jednorodzonego i Zbawiciela naszego, Jezusa Chrystusa, przywrócić zgodę i jedność, dając im szczęście na ziemi a zbawienie po śmierci. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi. Amen.
Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dni roku – Katowice/Mikołów 1910r.