(żył około roku Pańskiego 976)
W roku 1876 zbiegła się do Konstancji niezmierna liczba katolików z wszystkich stron Szwajcarii, aby z wielu biskupami, prałatami i licznym zastępem kapłanów przez całą oktawę obchodzić pamiątkę świętego pasterza, który przed dziewięciuset laty był chlubą i ozdobą biskupiej stolicy w Konstancji.
Konrad był synem hrabiego Henryka Altdorfa z rodu Welfów i bawarskiej hrabiny Beaty Hohenwart. Staranne wychowanie rozwinęło jego zdolności umysłowe i przymioty serca tak szczęśliwie, że rodzice jak najpiękniejsze sobie rokowali o nim nadzieje. Jego wykształcenie powierzyli biskupowi Nottingowi w Konstancji. Konrad przykładał się pilnie do nauk, czynił wielkie postępy w szkole i był ulubieńcem biskupa dla swej pokory wobec Boga i nieskalanej czystości obyczajów. Świat wabił go widokiem blasku i zaszczytów, ale młodzieniec, czując powołanie do stanu duchownego, pragnął się wyświęcić na kapłana. Notting spełnił jego życzenie i zatrzymał go przy sobie jako pomocnika i pożądaną podporę starości.
Konrad nie zawiódł jego zaufania, był bowiem niestrudzony w pracy, przywiązany do swego pasterza, i tak biegły w sprawach zarządu diecezji, że niezadługo poruczono mu urząd proboszcza katedralnego. Po śmierci Nottinga w roku 934 naradzało się duchowieństwo, kogo obrać następcą nieboszczyka. Św. Ulryk, biskup augsburski, nakazał trzydniowy post i publiczne modlitwy, po czym zagaił posiedzenie tymi słowy: “Cnoty, jakich wymaga święty Paweł od biskupa, posiada Konrad”. Odpowiedziano mu jednomyślnie: “Tak jest, Konrad niech będzie naszym arcypasterzem!” Konrad nie chciał przyjąć wyboru, ale widząc w zgodności głosów widoczną wolę Bożą, przyjął godność biskupią.
Jak prawdziwy pasterz i ojciec pasł owce i baranki swoje, krzepił je słowem Bożym, zachęcał do naśladowania Chrystusa i starania się o żywot wieczny. Dla ubogich założył wielki szpital, a na większą cześć i chwałę Bożą i zbawienie dusz wystawił w mieście trzy nowe kościoły: św. Maurycego, Pawła i Jana Ewangelisty, które z dochodów swych dóbr hojnie uposażył. Pozakładał również dużo kościołów po wsiach, opędzając koszty budowy ze swych oszczędności. Do Męki Pańskiej czuł tak wielkie nabożeństwo, iż trzy razy zwiedził jako pielgrzym Jerozolimę i zraszał łzami drogę krzyżową. Z św. Ulrykiem z Augsburga łączyła go jak najserdeczniejsza przyjaźń. Obaj tworzyli jakby jedno ciało i jedną duszę i często u siebie bywali, okazując szczególną przychylność oo. benedyktynom w Einsiedeln i co roku odbywali tam pielgrzymkę do obrazu Matki Boskiej. Gdy w roku 948 opat Eberhard nad grobem świętego Meinrada wystawił nową kaplicę i dokończył budowy wspaniałego kościoła, Konrad miał dokonać konsekracji, gdyż Einsiedeln leżało w obrębie jego diecezji. Wszedłszy w wigilię dnia 14 września około północy z kilku zakonnikami do kościoła na modlitwę widział jak w przytomności Chrystusa i Jego Matki aniołowie poświęcali kaplice według rytuału używanego zwykle przez biskupów. Nazajutrz nie chciał przystąpić do konsekracji, ale około południa zmusiły go do tego głośne nalegania książąt i szlachty, która nie bardzo cudowi temu dowierzała. Wtem doszło zgromadzonych głośne wołanie: “Nie trudź się, bracie, kaplicę poświęcili już aniołowie”.
Konrad brał udział w kilku soborach kościelnych, jak np. augsburskim, ingelheimskim, mogunckim itd., a nade wszystko starał się o moralność ludu i duchowieństwa. Najmilszym jego wytchnieniem było klęczenie przed Najświętszym Sakramentem. Gdy ulubiony uczeń jego Gebhard zasiadł pewnego razu żartem w jego krześle biskupim, Konrad, nadszedłszy niespodzianie, rzekł do niego z uśmiechem: “Za rychło zasiadłeś, chłopcze, na mej stolicy. Inny zajmie ją po mnie, ale przyjdzie kolej i na ciebie. Sprawuj się tylko dobrze!” Jakoż sprawdziły się owe słowa, gdyż Gebhard był drugim jego następcą i umarł w sławie świątobliwości. Po czterdziestodwuletnich rządach diecezją umarł Konrad roku Pańskiego 976, rozporządziwszy poprzednio w świętej pokorze, aby zwłok jego nie złożono w kościele, lecz poza jego murami. Nad wsławionym cudami grobem wzniesiono później przepiękną kaplicę.
Nauka moralna
Pomni na przyjaźń, jaka łączyła Konrada z Ulrykiem, zastanówmy się pokrótce, co godzi się nazwać prawdziwą przyjaźnią i jak ją rozróżnić od fałszywej. Najlepiej będzie przytoczyć tu słowa świętego Franciszka Salezego:
“Duszo chrześcijańska, miłuj serdecznie wszystkich; ale przyjaźń, polegającą na wzajemnej skłonności i zwierzaniu dusz, zawieraj tylko z takimi, z którymi ścisła znajomość dobre tylko może mieć skutki. Rozmaite bywają przjaźni, odpowiednie do rozmaitości dóbr, których sobie udzielają zaprzyjaźnieni, tak jak rozmaity bywa miód stosownie do kwiatów, jakich go tworzą pszczoły. Jeśli dobra te są tyko pozorem i próżnością, tj. jeśli przyjaźń polega tylko na rozkoszy zmysłowej, urodzie ciała, wrodzonym dowcipie, zręczności w tańcu, deklamacji, zalotności – w takim razie przyjaźń jest fałszywa. Jeśli dobra są prawdziwe i mają wyższą wartość moralno-religijną. jeżeli zaspokajają wyższe potrzeby serca i duszy, w takim razie przyjaźń bywa prawdziwa i rzetelna. Tak i miód zbierany przez pszczoły z dobrych kwiatów, jest słodki i zdrowy. W Heraklei, mieście położonym nad Pontem, Morzem Czarnym, jest rodzaj miodu podobny do naszego, ale zaprawiony taką trucizną, że ci, co go pożywają, popadają w szał; przyczyną tego są pszczoły, zbierające go z roślin jadowitych”.
Święty Konrad
Im więcej doskonali nas przestawanie z innymi, albo im doskonalszymi się stają przez nas znajomi nasi, tym doskonalsza jest przyjaźń. Gdzie węzłem przyjaźni jest wzajemna nauka i wykształcenie, tam i przyjaźń jest godna pochwały. Wyższy stopień doskonałości przypisać należy takiej przyjaźni, która wytwarza zamiłowanie cnót, np. mądrości, sprawiedliwości, stateczności i innych. Ale jakże błoga i święta jest przyjaźń, która się opiera na posadach religii, miłości Boga, pobożności i chęci doskonalenia się moralnego! Drogocenną jest, bo poczyna się od Boga, prowadzi do Boga i wiecznie trwać będzie w Bogu.
“Jeśli pragniesz zawrzeć przyjaźń – mówi czcigodny Blozjusz – bądź ostrożny w wyborze przyjaciela, wystaw go na próbę, potem dopiero zbliż się do niego, szanuj go i kochaj. Prawdziwą przyjaźń poznajesz po czterech znakach :
a) zaufaniu, z jakim powierzamy przyjacielowi tajemnicę;
b) po czystości zamiarów, jeśli w przyjaźni nic innego nie szukamy, jak Boga i obopólnej ufności;
c) po przezorności, z jaką przyjaciołom składamy szczere życzenia, gdy na to zasługują, a ganimy ich, gdy tego wymaga potrzeba;
d) po cierpliwości, z jaką trwamy w przyjaźni w rozmaitych położeniach i zmiennych kolejach życia, kochając ich jednakowo, bez względu na to, czy są biedni czy bogaci, zdrowi czy chorzy, wysoko lub nisko postawieni”.
Trzymajmy się tych zasad i prawideł w zawieraniu przyjaźni, a nie doznamy zawodu.
Modlitwa
Wszechmocny i jedyny Boże, któryś zaprawdę jest prawdziwym i szczerym przyjacielem ludzi, boś raczył Syna swego jednorodzonego zesłać, aby nas odkupił swą srogą śmiercią na krzyżu, spraw miłościwie, abyśmy na tej ziemi starali się o takich przyjaciół, którzy by nas prowadzili drogami Twymi, a natomiast chronili od dróg takich, które by nas przyprawić mogły o utratę zbawienia. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa. Amen.
Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dni roku – Katowice/Mikołów 1910r.