Oziębłość Kapłana

II. Oziębłość Kapłana

Synu mój, jesteś wybranem naczyniem. Powierzyłem ci niezmierny kapitał łask, abyś był święty i nieskalany przede mną i abyś nosił godnie me imię przed Narodami.
Lecz łaska ta nie może być w tobie jałowa. Nie byłbyś doskonałym i godnym mnie, gdybyś nie zwalczał usilnie i ciągle swych złych skłonności.
Cóż mógłbym uczynić dla ciebie, winnico ukochana, założona mą ręką? Go za boleść dla mnie, jeśliby zamiast gron soczystych rodziła dzikie owoce?
Czyż nie mam prawa po tylu łaskach spodziewać się od ciebie miłości delikatnej i baczącej, aby mi zaoszczędzić przykrości?
Obchodziłem się z tobą, jak z przyjacielem. Objawiłem ci wszystkie me tajemnice. Przypuściłem cię do swego stołu i biorę na siebie wszystkie twe troski, prosząc cię nawzajem tylko o miłość twego serca.
Gzy zdajesz sobie sprawę, jak cierpię na widok Kapłana, który mi odmawia tej miłości synowskiej, obraża mię w małych rzeczach, nie prosząc mię nawet o przebaczenie, a unika tylko takich win, które- by mogły ściągnąć na niego karę wieczną?
O, znam ja dobrze słabość człowieka. Jest on źdźbłem trawy, które dziś żyje, a jutro usycha. Nie może ustrzec się całkowicie grzechu, a sprawiedliwy nawet upada siedem razy na dzień.
Ta słabość nie obraża mnie tak długo, dopóki serce grzeszne dźwiga się zaraz, poleca się mej Matce Najświętszej, podejmuje na nowo walkę z ufnością i pokorą.

Smuci mię jednak, gdy widzę, że jakaś dusza kapłańska zaniedbuje się stale i dobrowolnie, nie przejmując się takim nieporządkiem, nie starając się wyjść z tego stanu odrętwienia i nawet nie przeczuwając, że ta groźna śpiączka jest zapowiedzią śmierci duchowej.
Taki kapłan ani nie jest zimny przez grzech śmiertelny, ani nie jest gorący płomienną miłością; jest oziębły i napawa mię niesmakiem i muszę się przezwyciężać, aby go nie wyrzucić z ust moich.
Mówi i działa, jakby był bogaty i zasobny, a jest biedny, nędzny, ubogi, ślepy i nagi.

O Kapłanie oziębły, jesteś biednym paralitykiem, łożącym bezwładnie przy źródle łaski, a nie możesz się do niego zbliżyć!
Gdybyś chociaż pragnął mego przyjścia, mógłbym cię uzdrowić! Lecz dopuściłeś, ażeby choroba owładnęła wszystkiemi twemi członkami. Grzech już nie robi nawet na tobie żadnego wrażenia.
Rozum twój sparaliżowany słabo tylko dostrzega prawdy wieczne.
Wola twa zasnęła, nie wzrusza się wspomnieniem dobrodziejstw Bożych. Wszystkie twe władze wpadły w odrętwienie: nie mają zapału ani do modlitwy, ani do pracy, ani do walki.

Synu mój, oto teraz rozmawiasz sam na sam ze swym Jezusem, bez żadnego świadka. Nie wzbraniaj się, nie wzdrygaj się popatrzeć na swe rany i prosić o swe uzdrowienie.
Zstąp ze mną do głębi swej duszy, a odkryjesz w niej wiele win podgryzających powoli twe życie duchowne.
Patrz, jak często opuszczasz swe ćwiczenia duchowne, albo je zbywasz machinalnie; patrz, jak swe modlitwy odmawiasz bez uwagi i żarliwości.
Czy Mszy św. nie odprawiasz pośpiesznie, bez ducha nadprzyrodzonego, bez zbawiennego przejęcia się, bez przygotowania i dziękczynienia?
A twoje spowiedzi czy nie są zbyt oddalone jedna od drugiej? czy nie zbywasz ich? czy nie odprawiasz ich bez żalu za swe winy codzienne, bez silnego postanowienia powrotu do swej dawnej gorliwości?
A jakżesz rzadkie i krótkie są twe odwiedziny u mnie w tabernakulum! Nigdy, ukochany mój Kapłanie, nie odprawiasz swych nawiedzeń w ten sposób przyjacielski, bym mógł z tobą rozmówić się serdecznie.
O, jak mię to wszystko boli!

Nie lękaj się zbadać w mej obecności, w świetle łaski najgłębszych tajników swej duszy.
Czy nie dostrzegasz tam myśli błahych i światowych, nieroztropnych wyobrażeń, spojrzeń zbyt swobodnych, pragnień słabo zwalczanych?
Czy nie musisz opłakiwać tego, iż często szukasz swych wygód, swego punktu honoru, swych ziemskich interesów. Czy nie dostrzegasz w swem sercu skrytych niechęci, zazdrości, niesprawiedliwych podejrzeń, braku pokory, posłuszeństwa względem swych Przełożonych?
A w stosunkach z wiernymi, czy nie ulegasz pożałowania godnej niecierpliwości? Czy nie dopuszczasz się nietaktów, nieroztropności, drażliwości, które rażą twe otoczenie, zasmucają twych przyjaciół, dziwią obcych i gorszą wiernych?

Jakaż szkoda dla ciebie, że nikt ci nie ukazuje smutnego stanu twej duszy. Lecz któżby się odważył podnieść w obecności twojej twe błędy i nie musiałby się obawiać, że zrani twoją pychę i wywoła twe oburzenie.
Zachowujesz jeszcze pozory. W swem zewnętrznem zachowaniu jesteś jeszcze Kapłanem, przedstawicielem Boga.
Jednakowoż przypominam ci czasem zdanie mych Ksiąg Świętych. Ziemia, która często pije rosę mej Jaski, a wydaje tylko głogi i ciernie jest bliska przekleństwa.
A zresztą dochodzi cię jeszcze czasem echo skarg twych wiernych zgorszonych i twych Przełożonych zaniepokojonych.
A nieokreślone niepokoje co do twego losu i co do twej wieczności jeszcze się czasem podnoszą w twej duszy.
Na te ciche upomnienia nie zwracasz uwagi, nie stosujesz się do nich, obruszasz się na nie. I zanurzasz się powoli w błocie grzechowem, zatwardziały w długiem życiu, zatwardziały i w starości zatwardziały może kiedyś w godzinę śmierci.

Jeśliby to był twój obraz, mój biedny Synu, nie wzbraniaj się przyznać. Wróć do swego Zbawiciela teraz, gdy jeszcze możesz Go znaleźć!
Wspomnij, z jakich wyżyn upadłeś. Przypomnij sobie lata pierwszej gorliwości w Seminarjum, postanowienia powzięte w czasie swych Święceń, żarliwość swych pierwszych lat Kapłańskich.
Podejmij z zapałem i stanowczością walkę przeciw złym skłonnościom. Nie daruj sobie żadnej winy.
Bądź, wierny swym ćwiczeniom pobożnym i odprawiaj codziennie Mszę św. tak, jakbyś przystępował do Ołtarza po raz ostatni.
Ożyw swe nabożeństwo do niej Matki i poświęć jej każdy dzień swego życia kapłańskiego.
Mnie dozwól, bym sam tłoczył prasę. Nie zawiedź nadziei, jakie położyłem w tobie.

ORĘDZIE JEZUSA DO SWEGO KAPŁANA (MYŚLI REKOLEKCYJNE)
wydawnictwo oo. Redemptorystów Tuchów
IMPRIMATUR Wilno, dnia 28 października 1935 L569/35

To Orędzie Jezusa do swego kapłana poświęca autor Gwidonowi de Fontgalland, zmarłemu w r. 1925 w dwunastym roku życia.
Ów chłopczyk marzył o tem, by zostać kapłanem, lecz Jezus mu rzekł: “Będziesz moim aniołem”.

=> ORĘDZIE JEZUSA DO SWEGO KAPŁANA