12 lipca Żywot świętego Gwalberta, założyciela zakonu

(Żył około roku Pańskiego 1040)

Było to w Wielki Piątek, kiedy młody Gwalbert spotkał w wąwozie pod Florencją mordercę brata swego Hugona. Szukał go od dawna i poprzysiągł mu był krwawą zemstę, dobył tedy miecza i zamierzył się na niego, aby mu zadać cios śmiertelny. Bezbronny morderca, nie mogąc się ocalić ucieczką, ukląkł przed nim, a złożywszy ręce na piersiach, błagał na miłość Chrystusa o miłosierdzie. “Jeśli już sam jestem zabójcą – mówił – nie bądź nim ty; jeśli ja uniesiony namiętnością przelałem krew niewinną, to ty pohamuj gniew i wybacz winowajcy przejętemu żalem!” Wobec takiej pokory i szczerej prośby pragnienie zemsty opuściło Gwalberta. Odrzucił miecz i podając klęczącemu rękę, zawołał: “Zakląłeś mnie na Imię Tego, u którego i ja żebrzę odpuszczenia grzechów, nie chcę przeto mścić się na tobie, owszem niech mi tak Bóg odpuści, jak ja ci wszystko odpuszczam”. Rzekłszy to, uściskał go, ucałował i odszedł. Wzruszony tym wypadkiem wstąpił do kościoła i ukląkł przed wizerunkiem Ukrzyżowanego, a gdy oko łzą zroszone zwrócił na obraz święty, wydało mu się, jakoby Pan Jezus skłonił ku niemu głowę i szepnął do niego: “Ponieważ przebaczyłeś i tobie będzie przebaczone”.

Jan Gwalbert urodził się w roku 985 we Florencji. Jako szlachcic już we wczesnej młodości przeznaczony został do służby wojskowej. Ojciec jego, żołnierz duszą i ciałem, starał się weń wszczepić uczucie honoru i chęć sławy, mało atoli dbał o jego religijne wychowanie i wszczepienie weń cnót chrześcijańskich. On też głównie zachęcał go ustawicznie do srogiej zemsty na zabójcy jego brata Hugona.

Opatrzność inaczej pokierowała losami młodzieńca, albowiem Gwalbert, powstawszy ze stopni ołtarza, prosił opata klasztoru o przyjęcie. Ten zdawał się nie wierzyć jego szlachetnemu porywowi i rzekł: “Wolno, paniczu! Co nagle, to po diable! Trudno wejść w butach z ostrogami w habit i do Nieba. Mógłbyś się przeliczyć i niezadługo sprzykrzyć sobie samotność i surowość życia zakonnego. Nadto ojciec i krewni nie zbudują się postanowieniem twoim”. Gwalbert jednakże nie przestał prosić i błagać, póki mu opat nie pozwolił uczestniczyć w świeckiej odzieży w nabożeństwie dziennym i nocnym. Gdy wiadomość o tym doszła uszu ojca, popędził co koń wyskoczy do klasztoru i zażądał groźnie, aby mu wrócono syna. Opat opowiedział mu cały wypadek, oświadczył gotowość wydania młodzieńca i zaprowadził go do Gwalberta, ten jednak, dowiedziawszy się o pojawieniu się ojca, natychmiast ostrzygł sobie włosy, przywdział stary habit i schronił się do kościoła. Gdy ojciec ujrzał syna przyodzianego w świętą sukienkę, rozpłakał się i wzniósłszy dłoń dał mu błogosławieństwo.

Wstąpił tedy Gwalbert na ciasną i ciernistą drogę pokuty, umartwienia, modlitwy i ślepego posłuszeństwa, ograniczając się w używaniu snu, pożywienia i spoczynku; wkrótce też zajaśniał jako wzór cnót zakonnych i miłości Boga. Gdy za następnego opata zaczęło się źle dziać w owym klasztorze, Jan Gwalbert wraz z drugim zakonnikiem udał się do Camaldoli do świętego Romualda, który mu radził osiąść w Wallombrozie, gdzie znajdzie dwóch znakomitych pustelników. Udali się tam i odtąd czwórka pobożnych mężów wiodła żywot tak wzorowy i doskonały, że wielu kapłanów i świeckich zaczęło się koło nich gromadzić i myśleć o wystawieniu klasztoru. Na ten cel darowała im pewna ksieni sporo łąk, winnic i lasów. Po wybudowaniu klasztoru wraz z kościołem obrano Gwalberta opatem i postanowiono zaprowadzić w zakonie regułę świętego Benedykta w całej jej surowości.

Święty Gwalbert

Święty Gwalbert

Obfite dary, które zakonnikom zewsząd znoszono, spowodowały Gwalberta do zaprowadzenia nowego porządku rzeczy. Odtąd mieli się trudnić gospodarstwem domowym braciszkowie (laicy), różniący się nieco ubiorem od właściwych księży i nie zobowiązani do przestrzegania tak ścisłego milczenia, co też i inne zakony zaprowadziły. Sława świątobliwego żywota zakonników z Wallombrozy, których zakon potwierdził w roku 1070 papież Aleksander II, ściągała do nich wielu biskupów i książąt. Pierwsi pytali o radę, jak należy podupadające klasztory ożywić nowym duchem, drudzy dawali dobra i włości na zakładanie nowych. W ten sposób wkrótce powstało 12 klasztorów, a już istniejące przyjęły reformę i przystąpiły do kongregacji, która pod rządami papieża Innocentego III liczyła 60 klasztorów i dała Kościołowi 12 kardynałów, około 40 biskupów, przeszło stu pisarzy i kilku świętych i błogosławionych mężów

Działalność Gwalberta sięgała daleko poza mury klasztorne. Zakładał on szpitale dla kalek i chorych, pracował nad poprawą życia kapłanów, wykorzenieniem świętokupstwa i upiększeniem nabożeństwa. Nadto jaśniał taką pokorą, że nie chciał przyjąć nawet niższych święceń. Lud zwykł był mawiać: “Jeśliś ciekaw wiedzieć, kto jest opatem w Wallombrozie, to uważaj, który z tamtejszych mnichów najpokorniejszy, najcierpliwszy i najpobożniejszy”. Licząc lat 88 sięgnął po koronę niebieską dnia 12 lipca 1073. Zakonnikowi temu, znanemu z cudów zdziałanych za życia i po śmierci, przyznał papież Celestyn III w roku 1193 cześć powinna Świętym Pańskim.

Nauka moralna

Miłość nieprzyjaciół jest przykazaniem Bożym. Już w Starym Zakonie przykazał Bóg odpuszczać urazy i w potrzebie ratować nieprzyjaciela. “Nie szukaj pomsty, ani pamiętać będziesz krzywdy sąsiadów twoich. Gdy upadnie nieprzyjaciel twój, nie wesel się, a z upadku jego niech się nie raduje serce twoje. Jeżeli łaknie nieprzyjaciel twój, nakarm go; jeżeli pragnie, daj mu się wody napić”.

Toż samo nakazuje Ewangelia. Pan Jezus nauczał: “Miłujcie nieprzyjaciół waszych, czyńcie dobrze tym, którzy was nienawidzą; błogosławcie tym, co was przeklinają, a módlcie się za tych, którzy was potwarzają”.

Tak nauczają i apostołowie Pańscy.

Jest to wielkie przykazanie. Bóg nie przyjmie żadnej ofiary od tego, kto się z nieprzyjacielem nie chce pojednać. Obrazi nas kto, to nie jesteśmy obowiązani iść i prosić o przebaczenie, ale mamy obowiązek przebaczyć.

Bez miłości nieprzyjaciół Pan Bóg nie odpuści grzechów. Raz na zawsze jest wyrok Jezusowy: “Jeśli nie odpuścicie ludziom, i Ojciec wasz niebieski nie odpuści wam”. Kto nie chce darować nieprzyjacielowi, choć ten stara się pojednać, temu i Bóg nie odpuści, choćby zresztą za grzechy swoje rzewne łzy wylewał, choćby się spowiadał, choćby surowo pościł, choćby się do krwi dyscyplinował, choćby głowę swoją posypał popiołem. Takiego człowieka Bóg nie może uznać i przyjąć za syna.

Powie kto: “To przykazanie nad moje siły”.

Niewątpliwie to przykazanie sprzeciwia się bardzo naszej naturze, naszym skłonnościom; ale od czego łaska Boża?

Już u pogan znajdujemy wzniosłe przykłady tej miłości. Niejaki Focjon, słynny wódz, skazany przez ziomków na śmierć, zaklinał swego syna, żeby im tego nie pamiętał.

Chrześcijanie odbierają osobną łaskę do łatwiejszego wypełnienia tego przykazania. Odkąd Pan Jezus rozpięty na krzyżu odpuszczając modlił się za nieprzyjaciół swoich, odtąd miliony szły za Jego przykładem.

Ktokolwiek mówisz, że nie możesz odpuścić, spojrzyj na Jezusa, spojrzyj na Świętych!

W nagrodę za tę miłość nieprzyjaciół wiara obiecuje najpierw odpuszczenie grzechów. Niepodobna to rzecz, by Bóg odmówił nam odpuszczenia grzechów, jeżeli my miłościwie obchodzimy się z nieprzyjaciółmi, bo nie może dopuścić, byśmy go niejako przewyższyli w miłosierdziu. Pan Bóg odpuszcza za to grzechy powszednie, uchybienia codzienne. Kto pogrążony w grzechach ciężkich, temu daje łaskę żalu, szczerej pokuty.

Potem obiecuje za tę miłość osobną chwałę w Niebie. Ojcowie święci nauczają, że kto miłuje nieprzyjaciół, jest już doskonałym. Święty Bernard nazywa tę cnotę cnotą Boską.

Gdy rozważymy obietnicę Boga, że chce wszystko odpuścić, że chce dać w Niebie najświętniejszą koronę, nie podobna, byśmy nie mieli podać ręki nieprzyjacielowi, choćby nas ten nieprzyjaciel nie wiedzieć jak ciężko obraził. Z najsłodszego Serca Jezusowego czerpmy tę miłość, która nawet na krzyżu rozpięta prosiła Ojca o odpuszczenie tym, którzy ją ukrzyżowali.

Modlitwa

Boże i Panie mój! Spraw miłościwie, abyśmy za wstawieniem się za nami świętego Jana Gwalberta, opata, poleceni zostali miłosierdziu Twemu, i wszystko, czego własnymi zasługami otrzymać nie jesteśmy godni, za jego pośrednictwem dostąpili. Przez Pana naszego, Jezusa Chrystusa. Amen.

Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dni roku – Katowice/Mikołów 1910r.