św. Tomasz Moro (Morus) (1478-1534) patron polityków

Postać to niezmiernie ciekawa i barwna, rzadko wśród świętych spotykana. Człowiek swoich czasów: wielki humanista, a przy tym mistyk; kochający życie, ale stokroć więcej ceniący niebo; człowiek o złotym humorze nawet w obliczu śmierci. Jako dziecko ziemi znał smak i radość życia. Był człowiekiem w najpełniejszym tego słowa znaczeniu. Był przemiłym w towarzystwie, a równocześnie zawsze zjednoczony z Bogiem. Nawet w męczeństwie umiał ukryć heroizm, był przedziwnie naturalny.

Św. Tomasz Moro urodził się 7 lutego 1478 roku w Londynie jako syn poważanego mieszczanina. Kiedy miał lat 12, umieszczono go na dworze kardynała Mortona, który sprawował równocześnie urząd królewskiego kanclerza. Z kolei zapisał się na studia na uniwersytecie w Oksfordzie. Jednak ojciec wolał mieć syna prawnika. To bowiem otwierało przed nim drogę do kariery urzędniczej. Dlatego szesnastoletni Tomasz został umieszczony w Inns of Law. Kiedy w 1499 roku Erazm z Rotterdamu nawiedził po raz pierwszy Anglię, zaprzyjaźnił się serdecznie z młodszym od siebie o 11 lat Tomaszem.

Po ukończeniu studiów Tomasz został biegłym i wziętym adwokatem. Z kolei wybrano go posłem do parlamentu. Tutaj zaraz na początku naraził się królowi Henrykowi VIII tym, że przeforsował w parlamencie sprzeciw wobec wniosku króla postulującego nałożenie osobnego podatku na poddanych. Dla poznania świata wyjechał do Francji, gdzie zwiedził uniwersytety: w Paryżu i w Lowanium. Kiedy powrócił do Anglii, zrzekł się wszelkich stanowisk i wstąpił do kartuzów. Po czterech wszakże latach pobytu w klasztorze przekonał się, że nie jest to jego droga. Ożenił się z siedemnastoletnią Jane Colt i zamieszkał z nią w wiejskim domku w Bucklersbury pod Londynem. Były to najszczęśliwsze lata w jego życiu. Sielanka trwała zbyt krótko. Ukochana żona zmarła niebawem, zostawiając Tomaszowi czworo drobnych dzieci. Był przeto zmuszony ożenić się po raz drugi. Alicja Middleton była od niego o siedem lat starsza. Kobieta dobra, zapobiegliwa, ale zrzęda. Tomasz jednak dzięki swojemu spokojowi i poczuciu humoru umiał się jakoś do niej dostosować. Dzieci kochał bardzo, o czym świadczy choćby jeden z listów, pisany już z więzienia: “Pocałunków dałem wam wiele, a uderzeń mało. A jeśli was biłem, to ogonem pawia. Dziś, moje drogie, kocham was nieskończenie więcej niż tylko dlatego, że jesteście dziećmi, które zrodziłem”.

W 1510 roku objął Tomasz urząd sędziego do spraw cywilnych. Jako specjalista został wysłany do Flandrii dla zawarcia traktatu pokojowego. W 1521 roku Moro pełen sławy ze swojej pracy i dzieł został przez króla nobilitowany, czyli podniesiony do godności szlacheckiej. Król upodobał sobie w zręcznym urzędniku i mianował go przewodniczącym sądu oraz tajnym radcą. Teraz zaczęły sypać się na Tomasza coraz to nowe wyróżnienia i godności: zarządcy uniwersytetu oksfordzkiego i łowczego królewskiego, wreszcie godność najwyższa w państwie, dla wielu niedościgłe marzenie – godność pierwsza po królu – kanclerza państwa.

Ze szczytu jednak jakże łatwo stoczyć się w dół! Odczuł to na sobie Moro, jak krucha jest łaska królewska i jak bardzo kapryśna potrafi być fortuna. Kiedy Henryk VIII w roku 1531 ogłosił się najwyższym zwierzchnikiem Kościoła katolickiego w Anglii, Tomasz Moro na znak protestu zrzekł się też urzędu kanclerza. Pomimo nalegań, nie wziął też udziału ani w ślubie, ani też w koronacji kochanki króla, Anny Boley. Wreszcie nie podpisał aktu supremacji, ani też nie złożył królowi przysięgi jako głowie Kościoła w Anglii. Uznano to za zdradę stanu. Dnia 1 lipca 1535 roku nad aresztowanym odbył się sąd. Kiedy sędziowie zapytali w końcu Tomasza Moro, czy nie ma jeszcze coś do powiedzenia, ten odparł żartobliwie: “Nie mam, moi Panowie, nic więcej do powiedzenia, jak tylko przypomnieć, że chociaż do najżarliwszych wrogów św. Szczepana należał Szaweł, pilnujący szat kamienujących go oprawców, to jednak obaj są ze sobą w zgodzie w niebie. Mam nadzieję, że i my razem tam się zobaczymy”. Tego dnia sąd najwyższy skazał Tomasza na śmierć. Tomasz Moro przyjął wyrok ze spokojem, z uśmiechem; miał sumienie które mu śpiewało. Gdy doszedł do podium, na którym miano wykonać wyrok, powiedział do kata: “Proszę, pomóż mi wejść”. Potem dodał dowcipnie: “Postaram się zejść sam”. Gdy znalazł się na podium, uściskał kata i szepłął do niego “Odwagi przyjacielu, nie bój się. Raczej pamiętaj, że mam krótką szyję. Uważaj i uderz mocno. Chodzi o twój honor!”. Powiedziawszy to, położył głowę na pniu, ale po chwili uniósł ja trochę, aby lepiej ułożyć swą długą brodę. “Ona nie zdradziła – powiedział zartując – a więc nie musi być ścięta”. Egzekucję wykonano publicznie na jednym z pagórków, otaczających Londyn. Zanim Święty położył głowę pod topór kata, powiedział do otaczającego go w milczeniu tłumu: “Módlcie się, abym umarł wierny wierze katolickiej. Aby także król wierny tej wierze umarł”. Wreście kat mógł wykonąc swój smutny obowiązek. Egzekucja odbyła się 6 lipca 1535 roku. Podobnie jak św. Jana Fishera, tak i głowę św. Tomasza Moro wystawiono na widok publiczny, wbitą na pal na moście Tamizy. Sterczała tam miesiąc, aż ją potem wrzucono do morza. Jednak jego córka, Małgorzata, wydobyła ją i pochowała w krypcie kościoła Św. Dunstana w Canterbury. Ciało jednak zaginęło. Po prostu straż więzienna zakopała je w nieznanym miejscu. Z jego przedmiotów zachowały się pieczęć, taca, kapelusz, włosy i włosiennica. Można je oglądać w kolegium w Stonyhurst.

Wieść o ohydnym mordzie, dokonanym na św. Tomaszu Moro, obiegła lotem błyskawicy cały cywilizowany świat, wywołując powszechne oburzenie. Aby jednak nie drażnić Kościoła anglikańskiego, proces kanoniczny św. Tomasza odbył się późno. Do chwały błogosławionych wyniósł go bowiem dopiero papież Leon XIII w roku 1886. Uroczystej kanonizacji dokonał papież Pius XI w 1935 roku.

Św. Tomasz stanowi doskonały wzór do naśladowania dla świata urzędniczego. Był w pracy swojej zdecydowanie sumienny. Powiedziano o nim, że gdyby pewnego dnia stawił się przed nim własny ojciec i diabeł, przyznałby rację szatanowi, jeśliby na nią zasługiwał. Tak był bezstronny. Kiedy otrzymał nominację na sędziego, zastał całe sterty zakurzonych teczek z aktami, które od lat czekały na rozpatrzenie. Rychło je załatwił, aby sprawy szły odtąd na bieżąco, by ludzie długo nie czekali. Traktował wszystkich życzliwie. Przekupstwo czy kumoterstwo nie miały do niego przystępu. Nosił włosiennicę. Na modlitwę poświęcał dziennie po kilka godzin. Przy stole czytał Pismo święte i książki ascetyczne, co jest częstym zwyczajem w zakonach. Unikał pokut dawnych ascetów, wiedząc, że siły są mu potrzebne do wykonywania swoich codziennych obowiązków. Rekompensował ten brak szczególnych pokut cierpliwym znoszeniem codziennych kłopotów, rzetelnym wypełnianiem swoich obowiązków, zachowaniem przykazań Bożych i kościelnych. Nawet jako kanclerz państwa chętnie usługiwał do Mszy świętej i śpiewał w chórze kościelnym.

Czarował jednak najwięcej poczuciem złotego humoru. Kiedy w czasie długich miesięcy pobytu w więzieniu wyrosła mu potężna broda i chciano mu ją ściąć przed egzekucją, Moro powiedział: “Broda jest zupełnie niewinna. Przecież urodziła się w więzieniu i nie mogła tam popełnić przestępstwa”.

Święty zostawił szereg pism. Wśród nich największą zdobyła mu sławę Utopia, w której usiłował nakreślić projekt idealnego państwa i systemu społecznego. Cenny jest jego Dialog o pociesze w ciężkiej próbie. Zostawił także poematy łacińskie i piękne listy, pozwalające wejść w głąb jego duszy i rzucające też światło na wypadki publiczne.

Ks. Wincenty Zaleski SDB